Ronnie James Dio wielki był już za życia, a po śmierci obrósł jeszcze większą legendą. Można nawet zaryzykować stwierdzenie że w świecie heavy metalu jest Jezusem, albo chociaż którymś z ważniejszych świętych, a każdy sympatyk ciężkich brzmień powinien mieć w domu mniejszy lub większy ołtarzyk, na którym będzie palił znicze i składał ofiary z kotów. Takim właśnie ołtarzykiem dla mistrza jest projekt warszawskiego zespołu Scream Maker, który już od trzech lat organizuje koncerty w ramach memoriału dla Dio. W tym roku memorial zawitał również do krakowskiej Rotundy.

Scream-Maker-12.jpgNa samym początku trzeba pogratulować chłopakom ze Scream Maker ogromu pracy, jaki wykonali, i to z imponującym skutkiem – opanowanie takiej ilości, niełatwego przecież, materiału jest godne podziwu i wielkiego szacunku. Na pewno doceniła to publiczność zgromadzona w Rotundzie w piątkowy wieczór. Na koncercie nie było może tłumów, ale zjawiło się sporo fanów twórczości kultowego wokalisty Rainbow i Black Sabbath. A naprawdę warto było przyjść i posłuchać kapitalnego grania, jakie zostało nam zaprezentowane przez muzyków z Warszawy oraz ich gości. Zgodnie z oczekiwaniami, zaserwowano nam the best of the best, czyli największe hity Dio, usłyszeliśmy też płytę Heaven and Hell w całości, a oprócz tego na setliście znalazło się kilka smaczków dla wiernych fanów, np. Kill the King czy Egypt (The Chains are On) z wczesnej twórczości artysty.

Scream-Maker-33.jpgNa koncercie nie zabrakło też gości: tych towarzyszących Scream Maker na całej memoriałowej mini-trasie oraz tych, którzy wystąpili tylko na koncercie krakowskim. W tej pierwszej grupie znaleźli się klawiszowiec Piotr Sikora z grupy Exlibris, który mnie osobiście rozłożył na łopatki swoim wykonaniem tytułowego utworu z płyty Heaven and Hell, oraz wokalista Jasiek Popławski z The Kroach, bez którego wykonanie ponad 3,5-godzinnego zestawu wokalnie wymagających utworów Dio byłoby baaaardzo trudne. Z gości w pierwszym rzędzie należy wymienić Dominika Cynara i Pawła Soję z Steel Velvet, którzy do klasycznych piosenek Dio dodali trochę swojego hardrockowego pazura i jeszcze większą dawkę swojej energii scenicznej. Jedynym gościem płci żeńskiej na koncercie była dobrze znana z krakowskiej formacji Livin Fire Alda Reï, która wykonała kilka numerów, w tym sztandarowy Rainbow in the dark. Mnie osobiście jej wokal absolutnie nie przekonuje, ale z głosów spod sceny można było wywnioskować, że głos i uroda wokalistki znalazły entuzjastów. Na koniec koncertu wszyscy artyści kolektywnie wykonali utwór Stars skomponowany przez Dio na potrzeby charytatywnego projektu Hear ’n Aid.

Scream-Maker-15.jpgJedynym zastrzeżeniem, jakie można mieć do koncertu, była jego długość – biorąc pod uwagę, że występ trwał sporo ponad trzy godziny, myślę, że można by go z powodzeniem podzielić na dwa lub nawet trzy krótsze zestawy i pozwolić publiczności wyjść na piwo czy papierosa bez ryzyka opuszczenia swojego ulubionego utworu.

Memoriał Ronniego Jamesa Dio był niepowtarzalną i rzadką okazją, aby posłuchać na żywo utworów, które ukształtowały historię muzyki metalowej, a publiczność zgromadzona w Rotundzie pokazała, że takie utwory jak Holy Diver czy Temple of the King zawsze będą mile widziane przez fanów.

Klaudia Piwowarczyk

Więcej zdjęć z koncertu możecie obejrzeć tutaj.