Pora Wiatru to zespół nieco wymykający się szufladkowaniu. Teoretycznie poruszają się w granicach bluesa, folku i country, ale – zwłaszcza w wersji koncertowej – pokazują niemal rockowego pazura. W najbliższy piątek zagrają koncert w Piwnicy Pod Baranami, ale spotkałem się z nimi, bo w ubiegłym roku wydali ciekawy, choć krótki album oraz zwyciężyli polską edycję festiwalu Emergenza. Na pytania odpowiadali Mateusz Antas i Jakub Wiśniewski.

Wygraliście w ubiegłym roku polski finał Emergenzy. Coś z tego wyniknęło?

Mateusz: Zagraliśmy na Taubertal Open Air Festiwal. To był najlepszy festiwal, na jakim byłem. Świetne miejsce, fantastyczna muzyka. Na jednej scenie występowały zespoły znane na całym świecie, a druga scena uzupełniała czas pomiędzy koncertami na scenie głównej. Bardzo dużo ludzi z całej Europy. Zdecydowanie była to największa scena, na jakiej graliśmy. Bardzo różna stylistycznie.
Kuba: Tak, Emergenzę zwyciężył japoński duet (Ninja Beats). Jeden facet grał na takiej trzystrunowej mandolinie z długim gryfem, nie wiem, jak się dokładnie nazywa ten instrument. On to cały czas nagrywał na loopera i robił z tym przeróżne rzeczy i miał podpiętych do tego mnóstwo efektów. Drugi był beatboxerem. Razem zrobili niesamowity show.

Jak Was przyjęto?

Mateusz: Byliśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni. Zrobiliśmy nawet klip z tego, bo ludzie świetnie się bawili podczas naszego występu.

Wiem, że były problemy pod koniec poprzedniej edycji z organizacją. Informacja o Waszej wygranej też nie była jakoś specjalnie promowana.

Mateusz: Pod koniec poprzedniej edycji wiadomo było już, że zmienią się ludzie odpowiedzialni za Emergenza Polska, więc odchodzącej ekipie chyba przestało zależeć. Teraz widać po stronie internetowej, że coś tam rusza, ale poprzednią edycję sobie niestety odpuścili. Szkoda, bo my też czekaliśmy na jakieś informacje czy promocje z ich strony. Widać to było nawet podczas trwania konkursu. O koncertach dowiadywaliśmy się na kilka dni wcześniej, kiedy już ciężko było zorganizować jakąś publiczność. Cóż, trudno, ale jednak nie podważa to tego, że – mimo naszego zaskoczenia – wygraliśmy.

Próbowaliście dociekać, co się dzieje?

Mateusz: Tak, ale czuliśmy opór z ich strony, trochę zrezygnowanie, więc odpuścilismy. Za to świetnie się bawiliśmy i, ku naszemu zaskoczeniu, przechodziliśmy z etapu na etap. Praktycznie na wszystkich etapach przeważała ciężka muzyka, rockowa, metalowa. I pomiędzy nimi znaleźliśmy się my. Ludzie, którzy to przejęli, będą mieli ciężkie zadanie do wykonania: posprzątać po poprzednikach. Na finale światowym zobaczyliśmy, jak to funkcjonuje w innych państwach. Tam jest to o wiele bardziej rozpoznawalny festiwal i mamy nadzieję, że w Polsce też uda się to rozpromować.

A co myślicie o nieco kontrowersyjnej kwestii, czyli płaceniu za udział w konkursie?

Mateusz: Sam pomysł na takie rozwiązanie finansowania jest według mnie świetnym pomysłem, natomiast bardzo zastanowiłbym się nad poziomami stawek i nad tym, że trzeba trochę tych biletów sprzedać, żeby zaczęło się zwracać. Z poziomu zespołu wydaje mi się, że niewiele kapel patrzy na finanse w tego typu rzeczach. My też zrobiliśmy to dla promocji, żeby zmobilizować naszych fanów i zdobyć nowych.
Kuba: Biorąc pod uwagę pozostałe zespoły, które jednak grają o wiele cięższą muzykę,, to posłuchało nas na wszystkich etapach sporo osób, które normalnie pewnie by nie przyszły na nasz koncert.
Mateusz: Sam pomysł jest bardzo dobry. Wymiana publiczności ubogaca wydarzenie i samą publiczność. Ja byłem też zaskoczony ilością głosów oddanych przez nie naszych fanów. Jeżeli sprzedaliśmy pięćdziesiat biletów, a otrzymaliśmy sto głosów, to świadczy to o tym, że pięćdziesiat osób przyszło na koncert innego zespołu, ale spodobała im się nasza muzyka.

Przejdźmy do płyty. Są na niej aż trzy covery. Dlaczego?

Kuba: Chcieliśmy zarchiwizować rzeczy, które robiliśmy przez ostatnie kilka lat. Są tam więc covery, ale są one zaaranżowane w sposób, który jest bardzo „nasz”. Są one spójne z naszymi autorskimi rzeczami. Chcieliśmy więc nagrać i je, bo były ważną częścią tego, co do tej pory graliśmy na koncertach. Trochę czujemy, że są to nasze numery, oczywiście z całym szacunkiem dla ich twórców, ale traktujemy je jako nasze przybrane dzieci.
Mateusz: Jeżeli chodzi o same covery, to można twierdzić, że zespół je wydający nie ma swoich utwórów, którymi mógłby się pochwalić. My widzieliśmy na przykładzie tych numerów, jaką one mogą przyciągnąć uwagę słuchaczy. Kiedy wysyłaliśmy ludziom te numery, to wszyscy byli pod wrażeniem aranżacji, bo one znacznie odbiegają od oryginalnych wersji. Kiedy zaczynaliśmy grać w Krakowie sześć lat temu, jako zespół bardzo młodych ludzi, bez doświadczenia scenicznego, z nikomu nic nie mówiącą nazwą, postanowiliśmy pójść trochę na kompromis pomiędzy koniecznością usłyszenia czegoś nowego przez publiczność a przyciągnięciu ich uwagi rzeczami, które już znają. Zaczynało się od tego, że graliśmy je w proporcji pół na pół. Plan był taki, i to się akurat udało, żeby grać coraz mniej coverów, a coraz więcej naszej muzyki. Stała, dosyć satysfakcjonująca, liczba publiczności na naszych koncertach pozwalała nam proponować im coraz większą liczbę naszych utwórów. W pewnym momencie dzieliliśmy nasze koncerty na dwie części. Najpierw graliśmy autorskie utwory, po czym robiliśmy dużą przerwę, dając naszej publiczności wybór. Jeżeli ktoś był usatysfakcjonowany tym, co usłyszał, to po prostu dopijał piwo i szedł sobie domu. My potem wracaliśmy i mówilismy, że teraz zagra Pora Wiatru po godzinach i wtedy graliśmy bardziej zabawową część naszego koncertu składającą się z coverów.

Ok, płyta ma więc zamykać pewien okres, tak?

Mateusz: Tak, a oprócz tego ma spełniać funkcję promocyjną. Album długogrający jest raczej dziełem sztuki, które ma być całością, a ta EPka ma pokazywać nasze możliwości. Może ona trafić do różnych ludzi i mamy nadzieję, że zaciekawi ich ta różnorodność. Jest to też jakieś streszczenie dla ludzi, którzy byli na naszych koncertach w ostatnim czasie.

Jakie plany na najbliższą przyszłość?

Mateusz: Tworzenie. Na razie nie planujemy płyty długogrającej.

Koncerty, festiwale?

Mateusz: Jeżeli chodzi o festiwale, to zeszły rok był dla nas bardzo obfity. Zgłosiliśmy się do ponad piętnastu festiwali i udało nam się zagrać na wielu z nich, między innymi na Pikniku Country, SlotArcie, Suwałki Blues Festiwal i Emergenzie, z czego wyniknęła przygoda z  Taubertal Open Air Festiwal w Niemczech. Po drodze byliśmy jeszcze na Przeglądzie Piosenki Studenckiej we Wrocławiu. Super to więc zadziałało w tamtym roku, ale charakter festiwalu jest dość specyficzny – grasz tam tylko kilka utworów. Mieliśmy taki jeden weekend, kiedy w dwa dni zagraliśmy w Suwałkach, pod Wrocławiem i w Warszawie. W każdym mieście po trzy utwory. Mieliśmy przygotowany taki festiwalowy set, jechaliśmy, graliśmy, tam gdzie się dało zbieraliśmy laury, a gdzie indziej po prostu sobie graliśmy i też było fajnie. Potem usiedliśmy i zaczęlismy tworzyć coś nowego, bo przyszedł na to czas po prostu. Ten rok więc raczej nie będzie festiwalowy, zobaczymy, co z tego wyjdzie za rok.

Rozsądne podejście.

Mateusz: Wiesz, to nie jest jakiś świetnie opracowany plan marketingowy. Nie siedliśmy i nie ustaliliśmy, że teraz napieprzamy po festiwalach, wygrywamy Polską Emegrenzę, jedziemy do Niemiec, nagrywamy płytę i tak dalej. Ja to teraz ubrałem w słowa, ale to w sumie wyszło samo z siebie.

Jak godzicie obowiązki muzyka z obowiązkami menadżera?

Mateusz: Jest to ciężki temat. Do tej pory ja zajmowałem się kwestiami menedżerkimi, jednocześnie będąc muzykiem. Łączyłem to ze studiami, teraz muszę łączyć to z pracą i jest to trudna sprawa, bo spędzam bardzo dużo czasu pisząc, dzwoniąc i załatwiając te wszystkie rzeczy. Przydałby się nam więc ktoś, kto się na tym lepiej zna i mógłby się zająć tylko tym. Szukamy więc menedżera, mamy kilku kandydatów, ale jeszcze żadnych konkretów. Do tej pory dwie kobiety próbowały być kimś w rodzaju kierownika zespołu, ale dość szybko ich entuzjazm opadał i się to rozmywało. Obserwując inne zespoły, doszedłem do wniosku, że najlepiej to funkcjonuje, kiedy twój menedżer jest jednocześnie twoim najwierniejszym fanem.

Kiedy będzie można was zobaczyć na żywo?

Mateusz: Po dwumiesięcznej przerwie wracamy do  koncertowania. Najbliższą okazją, żeby nas zobaczyć, będzie 19.02 w Piwnicy Pod Baranami. Zapraszamy serdecznie. Oprócz tego pracujemy nad promocją EPki, rozsyłami, piszemy i czekamy, więc jeszcze nie znamy konkretnych terminów, jeżeli chodzi o trasę, ale wiosną i latem chcemy trochę pojeździć.