Dwa tygodnie temu Wyspa – płyta artystki kryjącej się pod pseudonimem OIA miała swoją premierę. To międzynarodowy album, bo i artystka stoi nieco okrakiem pomiędzy Krakowem a Londynem. O płycie (wydanej pod naszym skromnym patronatem), różnicach i częściach współnych Krakowa i Londynu rozmawiamy z autorką rzeczonego wydawnictwa.
Teoretycznie spotkaliśmy się, żeby porozmawiać o Twojej płycie, ale zanim do tego przejdziemy, chciałbym porozmawiać o Twojej aktualnej sytuacji. Podobno mieszkasz teraz w Londynie. Opowiedz o tym, jak wygląda tamtejsza scena muzyczna?
W Londynie jest niesamowicie wysoki poziom muzyczny – bardzo dużo niesamowitych zespołów. Kończę teraz studia magisterskie na The Institute of Contemporary Music Performance. Obok szkoły BIMM, której przedstawiciele byli obecni na konferencji Tak Brzmi Miasto – ICMP jest jedną z najlepszych szkół muzyki rozrywkowej. Na co dzień spotykam wielu bardzo utalentowanych i ciężko pracujących muzyków z całego świata.
Według mnie, to, co odróżnia środowisko krakowskie od londyńskiego, jest to, że tam nawet osoby zupełnie niewykształceni muzycznie tworzą ogromne ilości piosenek – to taka kultura songwritingu. Ludzie raczej nie czekają na zdobycie dyplomu, aż zaczynają pisać swoje rzeczy. W szkołach raczej nie śpiewa się coverów i standardów, ale każdy chce pisać teksty, muzykę, posiąść podstawowe umiejętności produkcji muzycznej, gry na instrumentach, aranżacji. Tyczy się to również wokalistów.
Bardzo powszechne są rzeczy typu open mic, gdzie młodzi ludzie przychodzą zaprezentować swoją twórczość. Często przychodzi tam dosłownie garstka publiczności i cała masa artystów. Poziom jest naprawdę bardzo wysoki. Myślę, że w Londynie jest duża konkurencja i z tej konkurencji można wyłuskać naprawdę niesamowite perełki, ale ogromna ilość świetnych zespołów nie spotyka się niestety z żadnym odbiorem.
Myślisz, że duża ilość zespołów sprawia, że jest im łatwiej, czy efekt jest taki, że słuchacz jest przytłoczony tą ilością?
Myślę, że niestety to drugie, choć są wyjątki. Może rzeczywiście poziom wzrasta, bo zespoły ze sobą konkurują. Wiele zespołów ma już nagrane płyty, były już na wielu festiwalach, koncertach, ale nadal nie są obecne w powszechnej świadomości. Do Londynu zjeżdża się cały świat, wiele osób przyjeżdża się sprawdzić, nawiązać kontakty. Wydaje mi się, że przeciętny słuchacz po prostu ma tego już za dużo i ciężko mu się odnaleźć w tym wszystkim – w tym zalewie muzycznym. Jednak niektórym artystom się udaje – Londyn może dać też szansę na wielki sukces.
Nawet tym śpiewającym po polsku?
Moje zdanie jest takie, że trzeba być autentycznym. Jeżeli chcesz pisać po polsku i czujesz polski bardziej niż angielski – to pisz po polsku. A jeżeli naprawdę inspirujesz się językiem angielskim i czujesz to w ten sposób i nie chcesz pisać po polsku – to pisz po angielsku. Ja myślę, że jeśli jesteś prawdziwy w tym, co robisz, to odbiorca będzie w stanie to odczytać i to polubić. A jeżeli piszesz po angielsku tylko dlatego, że boisz się pisać po polsku, bo język polski stawia wyższe wymagania lub nie wiesz, o czym pisać – to myślę, że to zła droga. Uważam, że ważne jest pisanie o tym, co Cię interesuje i porusza i to, o czym chcesz powiedzieć. Bycie sobą.
Jak się w Londynie zdobywa kontakty?
Przez szkołę, przez Internet i przez moich profesorów. Istnieją różne strony dla autorów, muzyków i producentów, które łączą ludzi ze sobą. Czasami są to jakieś przypadkowe znajomości, np w pubie czy na koncertach.
W Krakowie chodziłaś do szkoły muzycznej, prawda?
Tak, w Krakowie chodziłam do Państwowych Szkół Muzycznych I i II stopnia na skrzypce, a później chodziłam do Krakowskiej Szkoły Jazzu i Muzyki Rozrywkowej do Kaji Karaplios. Poza tym śpiewałam w chórze Uniwersytetu Jagiellońskiego i Katedry Wawelskiej.
Jaka jest różnica w educkacji muzycznej pomiędzy Londynem a Krakowem? Inna pomoc dla młodych muzyków? Inny sposób kształcenia?
Jest bardzo inny (śmiech). Wydaje mi się, że w Krakowie jest ogromna presja na technikę. Też na jazz – na taką muzykę troszkę starszą. Jest takie powszechne przekonanie, że jazz to jest coś, od czego się powinno wychodzić. Podoba mi się w Polsce nacisk na lekcje indywidualne – w Anglii jest większy nacisk na kolaborację, zarządzanie zespołem, projektem. Myślę, że Kraków to dobra techniczna baza. Zabrakło mi jednak w Krakowie zajęć, które wspierałyby kreatywność. Pokutuje trochę przekonanie, że najpierw musisz być technicznie świetny i wykształcony, a potem dopiero możesz pisać. W Londynie zostałam wrzucona na głęboką wodę i na pierwszych zajęciach zorientowałam się, że powinnam mieć opanowanego Logica, że jako wokalistka powinnam umieć pisać, grać, produkować, miksować, biegle pisać nuty na komputerze – mieć w zanadrzu masę swoich numerów, być na bieżąco z najświeższą muzyką. To dało mi ogromnego kopa, zrozumiałam, że niewiele można osiągnąć, śpiewając covery albo muzykę według narzuconych trendów i zasad narzuconych przez edukację. Trzeba robić swoją muzykę, jeżeli chcesz być w ogóle brany pod uwagę. W Londynie jest trochę taka samowolka – każdy szuka swojego głosu, miesza style – każdy robi, co chce i jak mu się uda, to super, a jak nie, to nie i szuka innej pracy.
Myślisz, że edukacja muzyczna zabija w młodych ludziach ducha tworzenia, bo nacisk kładziony na technikę jest tak duży, że ten młody artysta nie myśli nad tym, co chce powiedzieć, tylko nad tym, jak to powiedzieć?
Tak, i staje się takim więźniem swych umiejętności. Napisze piosenkę na trzech akordach, po czym stwierdza, że to dość prymitywne, żeby móc to pokazać światu. A tak naprawdę większość dobrych piosenek powstało na tych kilku akordach, i nie ma co komplikować, tylko podążać za głosem serca i tworzyć to, co nam gra w duszy, a nie to, czego zostaliśmy nauczeni. Ani to, co nam zostało wtłoczone do głowy, że to jest dobre albo złe. Ja piszę bardzo intuicyjnie i kierują mną emocje.
Przejdźmy do płyty. Gdzie i kiedy ją nagrywałaś?
Zaczęłam pisać w 2015 roku, w wakacje w Londynie. Wszystkie teksty powstały szybko – w przeciągu miesiąca, a potem zaczęłam pisać muzykę.
Czyli muzyka jest również napisana przez Ciebie?
Tak, cała muzyka jest napisana przeze mnie. Piszę na fortepianie, sama też nagrałam fortepian na całą płytę. Jak już mam tekst, to staram się go ubrać w jak najbardziej naturalną formę muzyczną, tak żeby tempo odzwierciedlało nastrój tekstu i muzyka podkreślała najważniejsze słowa. Dla mnie muzyka jest oprawą dla słów, dlatego podporządkowuję muzykę tekstom.
Zatem fortepian, teksty i wokal to Twoje dzieło. Kto dogrywal resztę?
Większość utworów była wyprodukowana przez producenta Maćka Rompskiego, który elektroniczne dodał różne dźwięki. Jeżeli chodzi o bas, to częściowo nagrał go Marcin Chatys w studiu Soundprove w Krakowie, a częściowo był to Michał Domin, który mieszka w Londynie. Perkusję nagrał Włoch – Filippo Galli – mój kolega ze studiów. Wokale nagrywałam w Krakowie, w Studio Soundprove w Łażni Nowej. Wolałam nagrywać z inżynierem, który rozumie język polski – to ułatwia proces nagrywania i edycję.
Międzynarodowa współpraca.
Tak. Maciek Rompski też mieszka w Londynie, gdzie skończył produkcję muzyczną. Zrobiłam wstępną produkcję do numeru Wygibasy i Tysiąc szkieł z kolumbijskim producentem Andresem Mesa. Nagrywaliśmy też perkusję ICMP w Londynie z ekipą włosko-brytyjską. Denis Hristov, który jest Bułgarem, ale pracuje w Wielkiej Brytanii, robił aranżacje do dwóch utworów: Wybieram i Kto powiedział. Piosenkę 1441 Fourteen for One nagrałam z Włochem Andrea Lepori. Brali w niej udział wokaliści i raperzy z 14 różnych krajów – więc była to spora międzynarodowa kolaboracja!
A co z koncertami?
Szykujemy trasę. Stworzyłam zespół w Krakowie, z muzykami po KSJiMR i po Akademii Muzycznej: dwie chórzystki (Beata Ryś i Marta Kita), na basie Jan Koźliński, Tomek Kamiński na perkusji i Paweł Harańczyk na fortepianie.
Płyta ukaże się zarówno w polskiej dystrybucji, jak i w angielskiej?
Za dystrybucję odpowiada Sonic Records z Warszawy. Płyta OIA Wyspa jest już od drugiego grudnia dostępna na empik.com i w większości sklepów internetowych i stacjonarnych. Cyfrowo na iTunes, Spotyfy, Tidal, Amazon i innych większych platformach.
Szeroko. Jak, oprócz koncertów, będziecie promować ten album?
Klipy. Pierwszy ukazał się animowany teledysk do utworu Graj ludu na dudach, potem wyszedł teledysk do Wygibasów. Klip do Tysiąc szkieł nagraliśmy w Krakowie, w zupełnie innej – eleganckiej konwencji. W teledysku do 1441 zobaczycie wszystkich 14 gości – każdy śpiewa w innym języku: od chińskiego, perskiego po białoruski – ja po polsku. Każdy wypowiada się na temat tolerancji, łamania norm i mieszaniu się kultur.
W obecnej sytuacji to odważny numer.
Myślisz? W polskiej sytuacji politycznej może tak. My mówimy o tym, żeby się jednoczyć i poznawać. Muzyka powinna jednoczyć.
Londyn CCię pochłonął czy jeszcze kojarzysz jakieś krakowskie zespoły?
Trochę straciłam kontakt przez to, że kilka lat mnie już tu nie ma. Ale kojarzę zespół SALK na przykład i uważam, że jest super, podobnie jak Meeow. Myślę, że coraz bardziej się nasza krakowska scena rozwija.
Planujesz w ogóle wrócić do Krakowa czy raczej wiążesz przyszłość z Londynem albo myślisz o jakimś innym miejscu?
Ja jestem otwarta na różne opcje. Na razie mieszkam w Londynie, ale jestem trochę tu i trochę tu. Moja sytuacja osobista związała mnie z Londynem na stałe, bo wyszłam tam za mąż. Na szczęście z Londynu do Krakowa jest niedaleko. Od domu do domu mam cztery godziny, więc to odległość czasowo podobna jak z Rzeszowa do Bielska.
Rozmawiał Bartek Szlapa