Dlaczego chodzicie na koncerty? Odpowiedzi mogą być bardzo różne. Niektórzy chcą tylko posłuchać dobrej muzyki, jeszcze inni po prostu lubią klimat samego klubu, a parę osób pewnie wybiera się po to, aby spotkać znajomych i napić się piwka. Sam odbiór muzyki też może się różnić ze względu na wykonywany gatunek, a także samo zachowanie muzyków i ich energię płynącą ze sceny.

Ze względu na to, że często chodzę na różnego typu koncerty, moje odpowiedzi też różnią się między sobą. Gdy mam napisać z danego występu relację staram się troszkę zblokować, aby wyłączyć emocje, a włączyć umysł nieco bardziej analityczny. Nie jest to łatwe, ze względu na to, że jestem synestetykiem i dla mnie odbiór muzyki składa się z wielu czynników. Najpierw muszę odebrać wszystkie bodźce, następnie staram się je jakoś niezdarnie poukładać i zwerbalizować, po czym w końcu mogę je (równie nieporadnie) opisać. Tym razem trafiła mi się nie lada przeszkoda. Smoking Barrelz dokładnie wiedzą jak działa synestezja, więc opisanie ich koncertu jest dla mnie swego rodzaju Mount Everestem wcześniejszych relacji.

smoking-barrelz-8.jpgTen nietuzinkowy duet z krainy czarów znałam już z czasów ich pierwszego krążka Na zjeździe. Spodobał mi się na tyle, że gdzieś tam utknął w szpargałach mojej pamięci. Teraz zespół ma na koncie drugą płytę, ale z ich nowym materiałem przyszło mi się zapoznać dopiero na koncercie 8 kwietnia w Betelu. W klubie zebrało się sporo ludzi, jak zaobserwowałam, również ze środowiska muzycznego.

Już sam początek zrobił na mnie wrażenie, przepiękne intro w postaci suity Prokofiewa Taniec Rycerzy z baletu Romeo i Julia, w dodatku okraszone oszałamiającą wizualizacją. Cały koncert mógł się pochwalić znakomitą oprawą wizualną dzięki Kasi „Zagoorchee” Zagórskiej, która dopełniła swoją pracą muzyczną konstelację tworzoną przez Smoking Barrelz. Cały koncert posiadał klimat mistycyzmu. Mogliśmy się dzięki temu poczuć jakbyśmy wpadli, jak niegdyś Alicja, za drugą stronę lustra.

smoking-barrelz-13.jpgSzamanami naszej tajemniczej wyprawy byli gitarzysta Patryk Pater oraz perkusista Piotr Wykurz. Przypisanie ich do jednego instrumentu pewnie jest swego rodzaju nadużyciem, ale żeby zlokalizować ich na scenie, podobne uproszczenie działa wyśmienicie. Ponadto obaj panowie śpiewają, przy czym należy nadmienić, że śmiało eksperymentują z różnymi formami wokalnej ekspresji, takimi jak beatbox, rapowanie, a nawet w pewien sposób – falset. Podczas całego koncertu serwowali nam różnego typu przeszkadzajki w formie nieoczywistych i przesterowanych dźwięków. Ich eksperymenty nadawały przestrzeni muzyce i otwierały słuchaczy na nowe doznania.

Podczas koncertu mogliśmy wysłuchać zarówno starszych utworów (np. Podróż i Mrówka), jak i materiału z nowej płyty Smugi Graffiti Papier i Dym. Muszę stwierdzić, że nowa płyta jest znacznie ciekawsza od poprzedniej. Dużo zmian klimatu, w związku z czym zapadłam na chroniczny dysonans poznawczy. Dużo psychodelicznego rocka, sporo bluesa, a także rytmicznego funka. Całość okraszona rapem i szczyptą niezidentyfikowanych brzmień. Wskazuje to jasno na muzyczne ADHD muzyków, ciągłe poszukiwania nowych dźwięków oraz chroniczne rozpychanie się łokciami, aby zrobić w swojej muzyce nieco więcej miejsca.

smoking-barrelz-5.jpgWiększość utworów wykonywanych na koncercie należało do grona takich, w których można było się zatopić, ale były także numery, które wytworzyły nieco endorfin w krwioobiegu. Większość z serwowanych nam utworów zaczynało się bardzo prosto i energetycznie, ale w trakcie rozwoju rozpadało się na szereg odczuć i dźwięków. Największą werwą odznaczyła się końcówka koncertu. Począwszy od pokręconego Instytutu Zniekształcenia Słuchu występ zaczynał nabierać tempa. Świetnym pomysłem było zaproszenie na scenę Konrada Nikiela, który wspomógł muzyków swoją grą na gitarze oraz wokalem w utworze Mellovve. Na sam koniec wybrzmiały Smugi oraz w bisach mogliśmy usłyszeć starsze utwory: Kapitan oraz Co jest?

smoking-barrelz-4.jpgDla mnie ten koncert był próbą poznania świata projektowanego przez Smoking Barrelz. Bardzo chaotycznego, ale intrygującego. Można ich zatem nazwać projektem dwóch muzycznych charakterów, które wydają się diametralnie inne, ale razem się uzupełniają. Wiem na pewno, że ich muzyka jest czymś z innej planety. Dlatego uważam, że występy tego duetu powinny nabrać kształtu prototeatralnego, wielogodzinnego spektaklu, który wprowadziłby nas w ich psychodeliczny świat. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że zespół się rozwija i powinniśmy przygotować się na coś całkowicie odjechanego w przyszłości. Na koniec perkusista zaprosił wszystkich zebranych na dalszą część podróży z Ars Latrans, które będzie organizować podobnie odjechane, interdyscyplinarne wydarzenia kulturalne w Krakowie. Tym samym, niestety koncert się skończył, ale w dalszej części imprezy mieliśmy okazję tańcząc do beatu dodać mu trochę wdzięku – dzięki afterparty z DJami Deep Impact Kraków: Eta Hox i Flea.

Autor deklaruje, że zarówno podczas koncertu jak i pisania niniejszej relacji nie był pod wpływem działania środków psychoaktywnych. W razie wątpliwości proszę odbyć konsultacje z Smoking Barrelz słuchając ich nowej płyty.

Monika Duda

Więcej zdjęć z koncertu do obejrzenia tutaj.