Dopiero startują, a już robią to z rozmachem. Ich pierwszy wspólny koncert ma być równocześnie premierą debiutanckiej EPki. Debiutanckiej pod wspólnym szyldem, bo sami członkowie grupy to zarówno zdolni amatorzy, jak i zawodowi muzycy. Chcą wprowadzić trochę funkowych rytmów na krakowską scenę. Panie i panowie, przedstawiamy The Fuse!
Więcej o koncercie: THE FUSE
KSM: Kim w ogóle są The Fuse?
Agnieszka Sieńkowska: Zespół składa się z sześciu osób. Ja mam na imię Agnieszka i śpiewam, Dominik gra na gitarze prowadzącej, a oprócz tego są jeszcze Aleksander Sroka na basie, Kacper Matuszewski na bębnach, Marcin Młynarczyk na klawiszach i Paweł Zydroń na, uwaga, harmonijce.
KSM: Jak potraficie utrzymać porządek w zespole? Sześć osób to już prawie tłum…
Dominik Łyżwa: My jesteśmy miłym zespołem (śmiech).
Agnieszka: W ogóle się nie kłócimy.
KSM: Niemożliwe.
Agnieszka: Naprawdę!
Dominik: Ale zajęło nam to dużo czasu, bo zaczęliśmy ze sobą współpracować w okolicach października 2011 roku. Aby powstał dzisiejszy skład potrzebowaliśmy pół roku. A od mniej więcej marca cały czas gramy.
KSM: Przy tworzeniu kawałków nie tworzą się podziały na zawodowych muzyków i… nie chcę tutaj użyć słowa “amatorów”, ale pasjonatów?
Agnieszka: Ja się absolutnie nie obrażam za słowo amator. Dla mnie to jest komplement, piękne słowo pochodzące z języka francuskiego. Moim zdaniem bez amatorów nie byłoby profesjonalistów. Zresztą kiedy poznałam chłopców, a poznałam ich wszystkich jednocześnie, to od razu miałam wrażenie, że są mega miłymi, ciepłymi ludźmi. Taka esencja człowieczeństwa (śmiech). I to cały czas trwa! Są bardzo wyrozumiali dla siebie nawzajem i dla mnie, dbamy o siebie.
Dominik: Moim zdaniem to, że część z nas ma większe doświadczenie, tylko nam pomaga. Po pierwsze ze względów aranżacyjnych, ale poza tym pomaga nam także być wyrozumiałymi. Ja miałem zresztą przyjemność grać z wieloma wspaniałymi muzykami i moje doświadczenie jest takie, że im więcej ktoś potrafi, im lepszym jest muzykiem, tym jest bardziej wyrozumiały zarówno dla muzyków swojej klasy, jak też dla tych, którzy dopiero zaczynają. Dla mnie to jest bardzo fajne połączenie i na pewno się u nas sprawdza.
KSM: Jak byście scharakteryzowali Waszą muzykę? Nazywacie to po prostu funkiem czy może wychodzicie poza jego ramy?
Agnieszka: Na pewno wychodzimy. Przy pierwszych spotkaniach z założenia miał to być funk. Później jednak wszystko zaczęło się rozrastać, przechodzić różne metamorfozy i w końcu powstało coś innego… ciągle jednak w tym funku zakorzenionego.
Dominik: Wszystkie piosenki w naszym zespole związane są z groovem, jest dla nas bardzo ważny i wszystkich nas inspiruje. Niezależnie od klimatu samej piosenki charakterystyczny rytm musi być.
KSM: Skąd taka fascynacja groovem?
Dominik: Jeśli o mnie chodzi – gdy zaczynałem grać na gitarze, to wiadomo, grałem jakieś rockowe rzeczy, które szybko przerodziły się w klimaty okołobluesowe. Zaowocowało to tym, że od mojej przeprowadzki do Krakowa czynnie działam na tutejszej scenie bluesowej, m.in prowadzę jam session. I właściwie od tego wszystko się zaczęło. Okazało się, że tym, co łączy wszystkich muzyków, jest właśnie groove. Można grać naprawdę proste rzeczy przy fajnym, mocnym rytmie. Jeśli trzyma się ten rytm, to daje to niesamowite efekty. Dlatego zacząłem interesować się taką muzyką.
Agnieszka: U mnie to wyszło dość naturalnie i może trochę… egoistycznie. Jak to każda dziewczynka, która chce śpiewać, jeździłam na różne festiwale i tak dalej. Miałam tylko taki problem, że nie każdy utwór potrafiłam zaśpiewać. Chodzi mi o to, że wszystkie te festiwale kręcą się wokół piosenki aktorskiej i ja nie do końca tam pasowałam. Coś mi tam nie grało, chciałam inaczej. Zmieniałam więc te piosenki, bo ciągle mi czegoś brakowało. Chodziło mi pewnie o zabawę głosem, bo tradycyjna piosenka ma pewną formułę, rozwija się według zasad i nie ma w niej czasu na przyjemność, zabawę. W groovie to wszystko znalazłam, a chłopcy bardzo mi w tym pomogli.
KSM: Czyli bardziej stawiacie na zabawę niż typowe rzemiosło muzyczne?
Dominik: Jasne, jak najbardziej. Kiedyś na pewnych warsztatach jeden z prowadzących użył sformułowania „celowa nieświadomość”. Jest to dość poważna część sztuki grania na instrumencie albo śpiewania. Ten termin oznacza umiejętność, gdy już na tyle czuje się instrument, umie się go opanować, że można się nim bawić. To jest piękne.
KSM: Powiedzcie coś o Waszych inspiracjach. Słuchając Waszych nagrań dość mocno wyczułem tam klimat lat 90-tych. Dobrze celuję?
Dominik: Jasne, nawet wcześniej. Zaryzykowałbym nawet 70-te.
Agnieszka: Taki był zamysł.
KSM: Ciężko było skompletować skład w funkowym klimacie? Kraków ponoć stoi mocnym, gitarowym graniem. Ostatnio coś ruszyło się w hip hopie, a jak to jest z funkiem?
Dominik: Nie było to łatwe, ale z powodów, o których mówisz, mieliśmy wyjątkową motywację. Są zespoły, które przyjeżdżają do Krakowa żeby zagrać jeden koncert i zapełniają sale. Ludzie potrzebują takiej muzyki. Zresztą, to nie jest tak, że my gramy coś kompletnie oderwanego od rzeczywistości. A czy było trudno? Były trudniejsze chwile… Najtrudniej było chyba znaleźć Agnieszkę, ale gdy już na nią trafiliśmy, to wszystko zadziałało.
Agnieszka: Ale mi też było trudno, bo wiedziałam czego chcę. Wiadomo, jak każda wokalistka gdzieś tam wewnątrz jestem romantyczką. Chodziłam na różne próby, ale to ciągle nie było to. To się czuje. Coś jak z miłością od pierwszego wejrzenia. Widzi się, czy to są fajni ludzie czy nie, czy chce się z nimi wejść w relację, czy to byłaby tylko męka. Ja na chłopaków czekałam dwa i pół roku.
KSM: A skąd wzięła się nazwa The Fuse?
Dominik: Ze słownika (śmiech). A poważnie – kiedyś przy pracy w studiu część z nas nagrywała, a część się nudziła. Ta właśnie część wzięła słownik i zaczęła przeglądać różne dziwne wyrazy. Potrzebowaliśmy nazwy, a tak się jakoś otworzyło… i chyba pasuje.
Agnieszka: Jest ładna, krótka… ładnie wygląda w logo (śmiech).
KSM: Złośliwcy mówią, że tylko jedna literka dzieli was od Muse…
Dominik: Tak, tylko, że my jesteśmy THE Fuse, a Muse jest po prostu Muse…
KSM: Stylistycznie też raczej daleko Wam do Anglików.
Dominik: No i o Muse nie słyszałem, a o The Fuse tak (śmiech). A poważnie – to jest inny klimat, inny odbiorca, a zbieżność tylko przypadkowa.
KSM: To może porozmawiajmy o Waszej EPce. Co na niej znajdziemy?
Dominik: Znajdą się na niej te dwa numery, których już teraz można posłuchać na naszych stronach – nasz utwór „Coffee & Cigarettes”, do którego Agnieszka napisała słowa, a Marcin napisał muzykę. Drugi utwór do cover „Hard Times”. Piosenka własnie z lat 70-tych autorstwa bardzo fajnego artysty, który przesadził z pewnymi używkami…
KSM: Nie ma co mu wypominać. Gdyby nie przesadził, to bardzo możliwe, że nie stworzyłby takich dzieł.
Agnieszka: Dokładnie! Ja wychodzę z założenia, że artyści muszą skończyć fatalnie.
Dominik: To chyba Ty (śmiech).
Agnieszka: To jest kwestia wrażliwości!
Dominik: Nie no, jest w tym pewien sens. Gdyby Curtis nie umarł… no, nieważne (śmiech). W każdym bądź razie kolejnym utworem jest następny nasz utwór – „Get Out”. Trochę może w innej konwencji. Staraliśmy się pokazać na tej EPce z różnych stron. Mimo, że ten groove gdzieś tam ciągle istnieje, to ten numer jest bardziej specyficzny… może trochę bardziej skoczny. Ale jest nasz (śmiech). Znów autorstwa Agi i Marcina. Ostatni numer jest dosyć soulowy. Cover w stylu Arethy Franklin, ale nie tak popularny.
KSM: Mamy więc dwa covery i dwa Wasze numery. Kiedy premiera?
Dominik: EPka wychodzi równo z naszym premierowym koncertem, tj. w piątek 22 marca. I tam też będzie piewsza okazja, aby ją nabyć. Później oczywiście będzie ją można kupić przez internet i pewnie na kolejnych koncertach.
KSM: Czyli nie będzie to cyfrowa EPka, ale będziemy ją mogli zakupić w wersji fizycznej…
Dominik: Dokładnie tak. Jest już wytłoczona, mamy fajną okładkę…
Agnieszka: Papier ekologiczny!
Dominik: Właśnie, a propos tego oldschoolu – nie wiem czy znasz Kubę, który tłoczy płyty i projektuje różne fajne rzeczy? Paperstick się jego firma nazywa…
KSM: Jak najbardziej.
Dominik: Robi to na ekologicznym papierze, co bardzo fajnie współgra z muzyką jaką wykonujemy – ten papier jest lekko szarawy, jakby był stary, a z kolei klimat, w jakim my gramy…
Agnieszka: Takie fajne retro się robi.
Dominik: Ale to też nie jest tak, że chcemy kopiować to, co było. Niestety to co było, już nie wróci. Przykładem może być blues. Wiele kapel gra go na wzór bluesa z lat 20-tych i to jest fajne, ale jako, powiedzmy, ciekawostka muzyczna. Oczywiście to jest tylko moje zdanie (śmiech). My staramy się łączyć wiele elementów, korzystamy nawet z elektroniki. To wszystko zresztą będzie można usłyszeć już w piątek. Do każdego kawałka staramy się wnieść trochę nowoczesności.
KSM: Podsumowując: w piątek premiera EPki i jednocześnie koncert promujący?
Dominik: Tak, dokładnie. Klub Alchemia, godzina 20:00. Zapraszamy serdecznie, bo bardzo dużo pracy wkładamy w to, aby wszystko odbyło się na jak najwyższym poziomie, zarówno muzycznie jak i organizacyjnie. Na koncercie zaprezentujemy też inne nasze nowe numery, dlatego jeśli ktoś chciałby usłyszeć więcej The Fuse, to jedyną opcją jest pójście na koncert.
KSM: Co Was odróżnia od innych zespołów? Jak przekonalibyście ludzi, że to właśnie na The Fuse warto przyjść?
Dominik: Ciekawym elementem zespołu jest Paweł – harmonijkarz. Rzadko się zdarza, że gra się funk na harmonijce. Ludziom raczej kojarzy się to z bluesem, nawet z biesiadą.
Agnieszka: Mi też się tak kojarzyła. A sam Paweł jest niesamowicie spokojnym człowiekiem, tłumi wszystkie emocje, a w momencie, w którym zaczyna grać, staje się wulkanem energii…
Dominik: Ludzie się zawsze uśmiechają słuchając Pawła, poważnie.
KSM: Powiedzcie jeszcze, gdzie nagrywaliście EPkę.
Dominik: U Artura Gasika pod Krakowem rejestrowaliśmy ślady, natomiast miksy robiliśmy w studiu Centrum na Hucie.
KSM: Jakie dalsze plany po promocji EPki? Możemy liczyć na płytę długogrającą?
Dominik: Tak, oczywiście. Dlatego teraz będziemy kładli duży nacisk na promocję i koncerty, bo to na pewno przybliży nas do tego LP. Jeśli chodzi o materiał, to sam się boję co z tego będzie, bo ostatnio idzie nam coraz szybciej. Konkretnej daty nie jesteśmy w stanie podać, ale postaramy się, żeby płyta pojawiła się jak najszybciej.
KSM: Wracając jeszcze do koncertu – jak wygląda sprawa z biletami?
Dominik: Bardzo prosta sprawa. Bilety można kupić w przedsprzedaży i w dniu koncertu. W przedsprzedaży kosztują one 15 zł, w dniu koncertu 20 zł. Przedsprzedaż jest bardzo prosta – wystarczy wejść na stronę Alchemii i wybrać opcję ‚Kup teraz’. Wtedy na maila przychodzi numer zamówienia, który wystarczy podać w klubie. Nie trzeba drukować, nie trzeba nic ze sobą zabierać… Transakcja w pół minuty.
Agnieszka: Ale poza tym ja chciałam mieć te bilety fizycznie, dlatego w Alchemii można też nabyć je tradycyjnie.
KSM: Rozumiem, że sprzedają się bardzo dobrze i trzeba się śpieszyć z zakupem?
Dominik: Dokładnie tak. Dzisiaj dostałem informację, że bilety się sprzedają i to bardzo intensywnie.
Agnieszka: A plakaty dopiero będziemy wieszać (śmiech).
Dominik: Więc trzeba się śpieszyć, żeby nie było niemiłej niespodzianki… Hm, właściwie dla nas bardzo miłej!
Rozmawiał: Bartek Szlapa