Jeżeli słysząc termin „poezja śpiewana” widzicie kolesia z tłustymi włosami, w rozciągniętym swetrze, grającego kilka molowych akordów na gitarze, śpiewającego przy ognisku o wyższości gór nad dolinami, to wcale się wam nie dziwię, też tak mam. Na szczęście od czasu do czasu pojawiają się na świecie takie wynalazki jak Kirszenbaum i jest to, proszę Państwa, redefinicja poezji śpiewanej. Bo czy śpiewają? Owszem, i to bardzo dobrze. Czy jest to poezja? Tak! I to jaka!

Wielowarstwowość ich tekstów i absurdalny klimat w nich panujący to coś, co od razu rzuca się w uszy. I są to bardzo dobre teksty, a takie w polskiej muzyce wciąż jest za mało. Wystarczy spojrzeć na tytuły, a już widać jak Panowie bawią się słowem i sprytnie odwołują się do (pop)kultury (Franz PuKafka, 7 minut w Tybecie, Buka, Émile Zola & kokakola) wplatając te odniesienia w dziwny, odrealniony świat, w którym mleko idzie do więzienia, a na stypie komedianta ludzie grają w palanta. Najważniejsze instrumenty na płycie to gitara i skrzypce, ale proszę się nie martwić, bo wykorzystane są one z głową i aż dziw bierze, że w duecie można zrobić tak ciekawe rzeczy. Kolejny dowód na to, że czasem mniej znaczy więcej. Jest tutaj dużo ładnych, ale nie banalnych melodii, jest trochę folkowych motywów (współproducentem nagrania jest Radiowe Centrum Kultury Ludowej), są klezmersko-orientalne zagrywki, jest wreszcie spora dawka zaskakujących zmian i – nieco zbyt kontrolowanego, ale jednak wciąż – szaleństwa. Jest na Stypie Komedianta dużo więcej, przekonuję się o tym za każdym odsłuchem i jest to jedna z wielu zalet tej płyty: wchodzi dobrze za pierwszym razem, a za każdym kolejnym odkrywa przed słuchaczem nowe karty. Fascynujące doświadczenie.

Pora Wiatru, czyli zespół na którego zgliszczach wyrósł Kirszenbaum, pokazywał, że można mieć w składzie skrzypce i banjo i podobać się publiczności przyzwyczajonej do rockowych solówek i stylówki i trochę smutno było, kiedy zespół ucichł. Niemniej, jeżeli każda rozpadająca się kapela będzie skutkować powstaniem tak udanych składów to życzę sobie, i wam wszystkim, żeby więcej zespołów się rozpadało.