Jakiś czas temu żona pojechała na wieś, więc pomyślałem, że zrobię coś pożytecznego. Kupiłem browary, zrobiłem popcorn i postanowiłem zacząć działać. Zaraz po przeglądnięciu fejsa. Post zespołu Straight Jack Cat pchnął mnie jednak do oglądnięcia pierwszego odcinka siódmej edycji Must Be The Music. I co?

I mogłem jednak oglądnąć jakąś niewolnicę Izaurę. Przynajmniej wiedziałbym od początku, że mam się spodziewać bzdur, a nie muzyki. Tabloidalność tego programu sięgnęła zenitu. Pierwszy autorski utwór pojawia się na dziesiątym miejscu. Pierwsze taczingstory dużo wcześniej. Pierwsze parówki pojawiają się prawie na początku. Z wielkim zaciekawieniem śledziłem pierwszą edycję tego talent show i po oglądnięciu byłem przekonany, że jest to pierwszy tego typu program (nie licząc Szansy na Sukces), w którym faktycznie liczy się muzyka, a jurorzy się na niej znają. Nie chce mi się sprawdzać, ale być może po prostu te trzy lata temu nie przeszkadzały mi obrazki hiphopowców rąbiących las i rozmowy o budowlance w programie, bądź co bądź, muzycznym.

Osobiście dziwię się niektórym zespołom, że decydują się na taką drogę. Zastanawiam się, czy nie jest to droga na skróty, z pozoru łatwa i kolorowa, ale w rachunku zysków i strat jednak na minus. Nie rzucam kamieniem, bo niby jakim prawem. Zamiast snuć przypuszczenia i się wymądrzać, postanowiłem zapytać tych, którzy tam byli.

O to po co idzie się do takiego programu zapytałem na początek dziewczyny z Brain’s All Gone: Udałyśmy się na pre-castingi kiedy byłyśmy raczkującym zespołem, ledwo posiadającym jakikolwiek swój materiał, ledwo potrafiącym grać, bez żadnych nawet koncertów na koncie. Szłyśmy trochę dla zabawy, a trochę po to, żeby zyskać odrobinę rozpoznawalności. Arek Żurecki z zespołu Rusty Cage na to samo pytanie odpowiada nieco inaczej: Po pierwsze z ciekawości, po drugie ze świadomości rynku polskiego i po trzecie ze świadomości kreowania tego rynku. Nieco lakoniczna to odpowiedź, ale Arek rozwija ją bardzo zdroworozsądkowo: wielu nie wiedziałoby kim jest Nergal, gdyby nie to, że pojawił sie w TV, czy to nazwiemy sprzedawaniem się, czy rozsądnym promowaniem wizerunku. Wszystko w życiu wymaga poświęceń i wyrzeczeń. Gdy grasz, to chcesz coś tym ludziom zaprezentować, tylko problem jest taki, że nie każdy wie, że warto cię słuchać, ale każdy wie, że jeśli pokazuje Cię telewizja, to znaczy, że warto zapoznać się z tematem. Rusty Cage nie chce się sprzedać. Chce pokazać się szerszej publiczności wykorzystując środki masowego przekazu tak, jak robią to znane i lubiane nam zespoły, jak QOTSA. Nie nachalnie, ale z rozsądkiem. Uważam, że telewizja jest w stanie dużo pomóc, jeśli wiesz po co tam idziesz. Jeśli jednak idziesz bo chcesz kasy i sławy, to lepiej zostań politykiem. Xawery Renczyński z Camero Cat mówi: Po udziale w programie u Kuby Wojewódzkiego widzieliśmy jak szybko rośnie ilość ludzi na Facebooku. To był już etap, gdzie chcieliśmy pójść krok dalej, i mimo że część z nas miała wielkie opory przed udziałem w programie, to mimo wszystko, demokratycznie, zdecydowaliśmy się na to, co okazało się błędem. Wszyscy wyszliśmy stamtąd z poczuciem niesmaku. Z kolei Kamil Juszczyk z zespołu Sayes mówi: potraktowaliśmy nasz udział w MBTM jako przygodę, bez nastawienia, że mamy do wykonania jakiś plan i tylko jego realizacja przyniesie nam spełnienie. Chcieliśmy żyć tą krótką chwilą i nie zaprzątać sobie głowy przyziemnymi sprawami. W podobnym tonie na to pytanie odpowiada Marek Palka ze Straight Jack Cat: Na początku byliśmy sceptycznie nastawieni bo myśleliśmy, że jak pójdziemy do telewizji, to stracimy szacun ulicy bla bla bla, a potem zdaliśmy sobie sprawę z tego, że gówno nas to obchodzi. Jeśli nie zrobimy tam niczego wbrew sobie i zrobimy to, co normalnie robimy, czyli zagramy rock’n’rolla, to wszystko będzie ok. Poszliśmy, bo chcieliśmy w końcu wyjść z garażu. Graliśmy ciągle koncerty dla dziesięciu osób i ludzi, którzy sami poszukują i odkrywają muzykę, a niestety ludziom trzeba podać na tacy, żeby zobaczyli.

[youtube_sc url=”https://www.youtube.com/watch?v=h8yVNMkzkHY”]

Wygląda więc na to, że głównymi motywami jest ciekawość i chęć pokazania się większej ilości osób. Przynajmniej tak mówią moi rozmówcy. Zapytałem więc jaki był efekt pokazania się w telewizji. Brain’s All gone: udało nam się osiągnąć i dobrą zabawę, i powiększyć rozpoznawalność, chociaż do dziś nie mamy pojęcia jakim cudem zaszłyśmy w tym programie aż tak daleko. Dzięki temu, co tam przeżyłyśmy, upewniłyśmy się, że to jest to co chcemy w życiu robić, że musimy ciężko pracować nad warsztatem, grać ile się da i brnąć do przodu. Zyskałyśmy sporo fanów i kopa na start. Czy zwiększyła się frekwencja na koncertach? W związku z udziałem w programie – nie bardzo. Xawery: mieliśmy takie oczekiwania, żeby mieć co najmniej tysiąc lajków więcej na Facebooku. Sprawdziło się. Sayes: Zostaliśmy zauważeni u nas w regionie i zdobyliśmy sporo nowych fanów oraz poparcie miasta. Straight Jack Cat: To nie jest tak, że nagle jest jakiś wysyp telefonów i mejli, ale jest na pewno nieco lepiej. Zarówno frekwencyjnie jak i pod względem kontaktów. Nie ma wielkiego zalewu propozycji, ale kilka się pojawiło więc jest ok. Rusty Cage: like na fb urosły przez to, że puszczali nas w radiach za granicą, w BBC New York. Urosło jakieś 200 osób po emisji w programie. Frekwencja na koncertach jest o 3 osoby większa, ale zawsze mieliśmy ok z tym tematem, więc nie zauważyłem nic szczególnego.

Z Arkiem rozmawiałem dwa razy. Pierwszy raz zaraz po castingach, drugi raz kiedy Rusty Cage opuściło już program. Zapytałem go na jak wielki kompromis, i czy w ogóle, są w stanie pójść. Krążą legendy o tym, jak to producenci programu stylizują zespoły i ingerują w wykonywane przez nich utwory. Uznaję autorytety, a kompromis jest tym właśnie i jeśli to będzie czymś dobrym, a ja to przeoczyłem, to tak. Nie wiem wszystkiego i jeśli ktoś powie: „wstaw skrzypce, to jest dobre” i to będzie dobre, to czemu nie. Tyle o kwestiach stricte artystycznych, a wizerunkowo? Nie. Takich spraw nie jestem w stanie zatwierdzić. Mamy pewien styl i jakość. Jeśli ktoś polepsza ją w kreatywny sposób, to ok. Jeśli ktoś robi z tego idiotyzm, to inna sprawa, chociaż to też bywa różnie. Łąki łan dla mnie jest idiotyczne w tym jak się przebierają i totalnie do dupy, a jednak to jest jakaś wizja. Kiss też. A gdyby kazali Wam ubrać różowe gatki bo ładnie wyglądają w Telewizji? Myślę, że w różowym mi nie do twarzy i nikt tak idiotycznego pomysłu by nie narzucił, ale jeśli tak, to nie zrobiłbym tego.

Rusty Cage zagrało w programie utwór Adele p.t. Rolling In The Deep

[youtube_sc url=”https://www.youtube.com/watch?v=wmIG3YEU_io”]

Zastanowiło mnie jak to się stało, że zespół, który ma na swoim koncie dwa albumy z autorskim, konkretnym, rockowym graniem decyduje się na wykonanie coveru. Postanowiłem więc drugi raz porozmawiać z Arkiem. Zapytałem o to, czy sami wybrali i jakie wrażenia mieli po programie. Bardzo mile byliśmy przyjęci, ale dalej już nie chcieliśmy być. Wystarczył nam ten etap i zrezygnowaliśmy z bycia dalej. Na resztę pytań nie mogę Ci odpowiedzieć, bo mam podpisaną umowę, ale jak jesteś inteligentny to sobie sam odpowiesz. Cóż, odpowiedź chyba znamy wszyscy, ale chciałem ją uzyskać u źródła. Niestety, nie udało się. Chociaż?

A co inni uczestnicy mówią o wadach i zaletach talent show? Xawery: Nagraliśmy dwie  zajawki i one były najgorsze. Powiedziano nam, że musi być jakaś historia, najlepiej sentymentalna. Próbowano jakiś romans wyciągnąć. W końcu skupiło się na tym, że mam pięć sióstr. Zza kamery człowiek podpowiada ci co możesz powiedzieć. Dochodzi do momentu kiedy on sugeruje tekst: „udział w tym programie jest spełnieniem moich marzeń”. Powiedziałem, że tego nie powiem i musieli wymyślić coś innego. Strasznie reżyserowane to było. Druga najgorsza rzecz to samo zejście ze sceny po występie. Kubie spadła gitara. Nie poszło nam za dobrze, ale dostaliśmy trzy głosy na tak. Schodząc po prostu rozmawialiśmy, w normalnych nastrojach i nagle dopada nas kamera i mówią: „cieszcie się! cieszcie się jakbyście wygrali!” Brain’s All gone: Drugie talent show do jakiego się udałyśmy to X Factor. Tym razem byłyśmy o wiele bardziej doświadczone i przygotowane, ale i tak pozwolono nam ledwo zagrać fragment naszej piosenki i kazano grać covery, co jest dla talent show typowe. Nie udało nam się dojść do domów jurorskich, ale pokazałyśmy się z trochę lepszej strony i jak to zwykle na takich talent show bywa, poznałyśmy mnóstwo ciekawych i miłych ludzi. Sayes: zrobiła na nas wrażenie produkcja całego przedsięwzięcia, jak i obsługa techniczna na najwyższym poziomie. Na scenie panowały na prawdę dobre warunki, które sprzyjały temu, żeby dać z siebie wszystko. A to, co nam się nie podobało, to fakt, że najważniejsze jest show i jesteś tam tylko z tego powodu, że mieścisz się w ramach tego, co produkcja chce pokazać telewidzom. Ale wtedy o tym kompletnie nie myśleliśmy. Straight Jack Cat: Cała ekipa, która obsługiwała program, była bardzo miła i profesjonalna. Nie czuliśmy się tam jak popychadła, wręcz przeciwnie. Zapewniono nam, powiedzmy, ludzkie warunki, hotel, śniadanko, zwrot kosztów paliwa. Co prawda pieniędzy z dzikiej karty jeszcze nie otrzymaliśmy, ale mam nadzieję, że się doczekamy. Wszystko w porządku, oprócz tej jednej małej kreski z regulaminem, w którym było jakieś niedookreślenie. Logicznie patrząc powinno być tak, jak myśleliśmy my, ale stało się inaczej. Trudno. W odcinku finałowym SJC dostało 10 tysięcy PLN od wujka Piotra. Prawdopodobnie więc są teraz nieco bardziej zadowoleni z udziału z programie niż wtedy, kiedy rozmawiałem z Markiem.

Xawery na pytanie o to, jak mocno producenci programu ingerują w muzykę, odpowiada tak: Nie grasz tego, co chcesz. Możesz grać swój numer, jeżeli jest on dostatecznie dobry i oni stwierdzą, że możesz go zagrać. W pierwszym odcinku jury poróżniło się o Julkę, o to czy ona dobrze śpiewa, czy nie. Show. W związku z tym w półfinałowym odcinku wybrali numer „Tea Song”, w którym Julka generalnie nie śpiewała i stwierdzili, że ona musi śpiewać w tym numerze, więc go przearanżowaliśmy. Julka go zaśpiewała. Wszyscy mieliśmy mocnego kaca po tym. Ta ingerencja wkurwia strasznie. Jima najbardziej chyba, to był jego numer. Jury wie co będziesz grać. Kończy się numer, zagrany w okrojonej wersji, bo masz tylko dwie i pół minuty, zaśpiewany nie przez tę osobę, która powinna i nagle na Jima spada wszystko, całe zło, że „jak ty możesz kabaretową piosenkę śpiewać po angielsku”. Cały problem nie polega na tym, czy tam jest mocna ingerencja, czy jej nie ma. Wszystkie tego typu programy to jest przede wszystkim show, które ma zarabiać pieniądze i wszyscy o tym wiedzą. Ludzie, którzy to robią, robią to bardzo profesjonalnie. Wszyscy wiedzą, że to jest bezduszna maszyna napędzana z zewnątrz, każdy chce zrobić swoje i iść do domu. Generalnie uważam, że tego typu programy mają bardzo niewiele wspólnego z robieniem i promowaniem muzyki. Już na precastingach facet, który nas przesłuchiwał, zapytał czy my wiemy na co się piszemy i czy oni nie połamią nam kręgosłupów, co było dużą kurtuazją z jego strony. Ludzie są mili i profesjonalni, ale maszyna jest bezduszna. My byliśmy bardzo teatralni. Jak już kazali nam grać „Tea Song”, to bardzo mocno walczyliśmy o to, żeby Mati – nasz wiolonczelista kochany – wszedł na scenę z herbatą. O ten jeden, kilkusekundowy element teatralności musieliśmy walczyć, pazurami go wydrapywać. Udało się i bardzo byliśmy z tego zadowoleni. 

Do zespołów: po przeczytaniu powyższych wypowiedzi sami zdecydujcie, czy tędy droga. Może faktycznie nie taki diabeł straszny, ale czy to droga dla każdego z Was? Do fanów: nadal jesteście pewni, że oglądacie program muzyczny? Jaki jest stosunek autentyczności do telewizyjnej produkcji?

406ebcf1cddcd3b36d5e9d40b70a71dcMnie osobiście zastanawia co musiałby mówić biedny Maciek Rock, gdyby sponsorem programu był, na przykład, Kret.

Drodzy telewidzowie! Jak widzicie atmosfera na scenie i na widowni jest gorąca. Na szczęście za kulisami, w oczekiwaniu na swoje pięć minut, uczestnicy mogą się zrelaksować przepychając kibel…

Tomek Bysiewicz

korekta: Igor Goran Kadir