„Marzycielem być, zacząć jeszcze dziś / Kochać życie, wolnym być” – pamiętając początki tarnowskiego zespołu, a zwłaszcza jego determinację, by wydać debiutancki materiał, na wstępie nie pozostaje mi nic innego, jak pogratulować spełnionego marzenia. Kiedy jednak jest już płyta, nie mogę chłopaków nie skarcić za porzucenie cięższego grania, inspirowanego m.in. Queens Of The Stone Age, którym wtedy zarażali. Dzisiaj wolą klimaty Placebo i zamiast w przestery idą w harmonie, ale niech już im będzie – zakochani i młodzi, w takim układzie wyglądają nawet bardziej wiarygodnie. „Jeśli kilka prostych słów i parę akordów jest w stanie poruszyć czyjeś serce, to znaczy, że muzyka jest w stanie zmienić świat” – mówią o pomyśle na siebie, a skoro z Festiwalu Talentów Muzycznych w Szczecinie, na którym młode zespoły oceniali m.in. Katarzyna Nosowska i Paweł Krawczyk z Heya, wracają jako finaliści, to chyba znaczy, że można im ufać. Tym bardziej, że o uczuciach („Wymyślę cię” i „Oceany”) zdarza im się śpiewać lepiej niż starszym, i ogranym w krajowych rozgłośniach do bólu, kolegom po fachu. Taka „Kochanka” powinna zresztą przyjąć się w eterze dobrze – Sayes celują w fanów melodyjnego rocka i tych, którzy w „Zwykły dzień” rzeczywiście lubią być łapani za serce. A że wolą ład i porządek? No cóż. Na rewolucję, mam nadzieję, jeszcze przyjdzie pora.

Tomek Doksa

Recenzja pochodzi z 4 numeru Gazety Magnetofonowej. Przedruk za zgodą redakcji.