Godzinę i piętnaście minut. Tyle kazały na siebie czekać dwa zespoły złożone łącznie z trzech muzyków.  Całkiem sporo jak na lokalne grupy. Mimo wszystko, niewielka sala Re zapełniła się niemal po brzegi. Jak się okazało, głównie dobrymi znajomymi muzyków. Grono niemal rodzinne. Miałem nadzieję, że tak zmotywowane gwiazdy wieczoru dadzą z siebie jak najwięcej i zaprezentują wszystko, co najlepsze w ich aranżacjach. Patrząc raz po raz na zegarek i przestępując z nogi na nogę, postawiłem im wysokie wymagania.

DSC2264.jpg„Jeśli bawicie się choć w połowie tak dobrze jak ja, to macie w tej chwili kosmos w głowie”. Takie stwierdzenie padło z ust Kuby Jaworskiego, który sam tworzy Gypsy and The Acid Queen. I rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że znajduje się w swoim własnym, osobistym mikrokosmosie. Niestety nie wszystkim było dane odebrać ten szczególny rodzaj fal płynących ze sceny. Jedno trzeba przyznać Kubie – świetnie opanował obsługę loopera. Zapętlając swój głos i gitarę, potrafi zastąpić dobrze współpracujący duet gitarowy. I przy tym powinien zostać, ponieważ naśladowana przez niego aparatem głosowym perkusja w rytmie „stopa-werbel-stopa-stopa-werbel”, która miała być na początku tylko podtrzymującym rytm dodatkiem, stała się w końcu najbardziej irytującym elementem jego występu. Jak udowodnił Piotr Wykurz ze Smoking Barrelz, który zasiadł za perkusją na jeden numer podczas tego koncertu, Gypsy and The Acid Queen nie zaszkodziłyby epizodyczne wstawki elementów prawdziwej perkusji, które dodały nieco dynamiki temu sennemu występowi. Nie zrozumcie mnie źle. Jestem miłośnikiem także ckliwych numerów, jednak w zrównoważonej proporcji. Utrzymane w kołysankowej konwencji utwory o trudnych damsko-męskich relacjach potrafią być monotonne przy którymś z kolei podejściu. A szkoda, bo jak Kuba udowodnił, potrafi także nieco poeksperymentować z dobrym skutkiem.

DSC2558.jpgUkołysany przez Gypsy and The Acid Queen, byłem kompletnie nieprzygotowany na bombę, jaką zrzucił na mnie duet Smoking Barrelz. Żywiołowy rock’n’roll zaprezentowany przez chłopaków zelektryzował mnie od pierwszych dźwięków. Nie mnie jedynego. Oba koncerty znacząco różniły się reakcją publiki. Podczas pierwszego z nich udali się oni w melancholijną podróż, obserwując scenę z perspektywy podłogi. Nikt nie był w stanie usiedzieć, gdy Smoking Barrelz zaczęli grać. Niewielka sala w samym centrum Krakowa zaczęła falować w rytm energetyzującego rocka. W kompozycjach zaprezentowanych przez Patryka i Piotra dało się odczuć naturalność i radość z możliwości podzielenia się swoją wizją grania. Trudno mi było uniknąć porównań do białoruskiego The Toobes, które nie tak dawno szturmem zdobyło polską rockową scenę. Coraz częściej pojawia się potrzeba na więcej prawdziwej, niewymuszonej i nieposkromionej muzyki, która bez kombinowania potrafi sprzedać słuchaczowi solidnego kopniaka i zmusić do podrygiwania. Ten duet ma predyspozycje, żeby dokonać tego w stu procentach, dobrze się przy tym bawiąc i porywając do tej zabawy innych. Udowadnia to także ich debiut Na zjeździe, który jest wręcz stworzony do wykonywania na żywo.DSC2380.jpg

Był to wieczór pełny kontrastów i mimo sporej obsuwy czasowej – nie był stracony. Gypsy and The Acid Queen zaczarował wszystkie melancholijne dusze swoimi smutnymi balladami idealnymi na wieczorową porę przy ognisku. Tymczasem Smoking Barrelz porwał do tańca w rytmie nieujarzmionego rock’n’rolla.  Nie ma wątpliwości, że każdy znalazł coś dla siebie.

więcej zdjęć z koncertu możecie obejrzeć tutaj