Via Rei

KSM: Jak czujecie się grając przed Voo Voo?

Marcin Dziewic: To znaczy… obecnie nie gramy już przed VooVoo…

KSM: ale jak graliście.

Marcin:  No tak. Fajnie, szybko to poszło,

Michał Wójcik: Bo nie gwiazdożyliśmy, ale ja jak podniosłem głowę i zobaczyłem na prawdę pełny Lizard, to naprawdę, gramy przez 10 lat, nigdy nie byłem pijany, mamy kontrolę w miarę na koncertach i takiego koncertu nie graliśmy, z czystym sumieniem to mówię.

Ewa Madej: Niejednokrotnie były takie chwile, że Voo Voo było naszą inspiracją, przyznaj Michał.

Michał : podświadomie może.

Ewa: Muzyczną inspiracją.

Marcin: no, ale zabrakło nam umiejętności więc stwierdziliśmy, że będziemy sobie łupać…

Hubert Madej: będziemy sobie łupać po swojemu.

Michał: no i cieszymy się bardzo, dziękujemy za zaproszenie. dziękujemy za wywiad.

KSM: dlaczego tak krótko?

Michał: Kiedyś na początku naszej drogi dziesięcioletniej, sparzyliśmy się na pewnym festiwalu, w Bielawie na „Regałowisku”. Tam jak był bis trzeba było zejść. Przyznam się, że to ja tak ucieszyłem się bardzo, graliśmy, tam pękła jakaś struna, gitara się rozstroiła i zeszliśmy w niesmaku bardzo. To nie jest jakieś cukrowanie tylko znamy swoje miejsce i naprawdę cieszymy się, że możemy zagrać i taki koncert, pół godziny, nie dłużej… wiedzieliśmy od początku, że tak musi być. także mieliśmy możliwość grania dłuższego, ale nie skorzystaliśmy. Żeby wystarczyło na wywiad jeszcze.

KSM: Jakieś plusy, minusy dzisiejszego występu? co byście zmienili, co byście poprawili?

Marcin: Może byśmy skład zmienili…

Hubert: Ja bym jego wyrzucił (wskazuje na Michała) bo on ma za dużo kotów i przez te koty mam uczulenie.

Marcin: i on kicha i stanęliśmy sobie nawet po przeciwnej stronie sceny, ale widziałem, że Hubert dalej kichał.

Ewa: My w ogóle gramy z sekcją. Niestety nie mogli przybyć dzisiaj na koncert, czego bardzo żałujemy, ale dajemy radę bo oryginalnie graliśmy we czwórkę natomiast zawsze ta sekcja ubarwia występ. Miejmy nadzieję, że na kolejnym występie w Krakowie będziemy już w pełnym składzie z trąbką i puzonem.

Michał: Jeżeli nas zaprosicie. Nastawiamy się tak, że w czwórkę możemy zagrać dobry koncert, albo nawet świetny, a w szóstkę możemy, z sekcja, zagrać świetniejszy. nie wiem czy się stopniuje…

Ewa: uświetniony.

Michał: także, naprawdę, sama radość, popatrzcie na nich jak oni się cieczą.

Ewa: adrenalina jest, grać przed tak znanym zespołem.

Hubert: I bardzo fajny dźwięk przede wszystkim. dla muzyków to jest bardzo ważne, żeby był fajny dźwięk i tutaj było super.

Michał: i trzeba powiedzieć, że jak oni (Ewa i Hubert) w Tarnobrzegu byli, bo my jesteśmy w Krakowie we dwóch, a oni w Tarnobrzegu to grali trzy próby z puzonem, perkusja i gitara. Tego się nie da połączyć a oni grali trzy próby także była motywacja po prostu. W ogóle dziękujemy wam wszystkim. ja tak z boku się przyglądam trochę i to jest świetna sprawa.

Ewa: Po prostu rzadko są takie inicjatywy w Polsce żeby młode zespoły, czy mniej znane, które mają tyle szczęścia. Młoda już nie jestem, długo już gramy, ale chodzi o to, że są takie fundacje, są takie organizacje, które… nie przerywaj!

Michał: a ile lat gramy?

Ewa: jedenaście.

Michał: bo Myslovitz gra dziesięć.

Ewa: to słabi jesteśmy.

Michał: no, ale nie, to jest super inicjatywa na prawdę, powiedzmy sobie szczerze, także jeszcze raz dzięki.

Ewa: widzę, że dużo się w Krakowie dzieje rzeczy i nie raz mieliśmy okazję grać. nie ukrywam, że też takim fajnym koncertem była ostatnia Wielka Orkiestra też tutaj, na rynku, też dużo ludzi więc ogólnie jakoś mile wspominamy Kraków pod tym kątem. No i bardzo wymagająca publika zazwyczaj. Trzeba mocno się natrudzić żeby ich rozruszać.

Michał: ostatnio graliśmy na SzwejkFeście i była bardzo wymagająca publiczność bo tam była kiełbasa, golonka i inne takie i ludzie nie chcieli śpiewać bo tak ich golonka zapchała.

Marcin: i był taki prosiak z jabłkiem! bardo szybko to się rozeszło, w innych miastach to się tak szybko nie rozchodzi.

Michał: ale właśnie to jest życie… mogę mówić: „życie artysty” czy to jest przesadzone?

Ewa: dobrze.

Marcin: życie ćwierćartysty.

Michał: życie półświatka artysty jest dramatyczne bo raz się gra jakiś SzwejkFest z głową świni na horyzoncie a raz się gra taki koncert jak dzisiaj.

Ewa: nie przesadzaj, nie było tak źle.

Michał: no nie, ale tamte koncerty się gra, bo się gra, ale się je wypiera a to się zapamiętuje do końca życia, nie?

Ewa: Ale na SzwejkFeście też było fajnie.

Marcin: też zapamiętamy do końca życia.

Ewa: bo byli turyści też.

Michał: nie, to trzeba ustalić, poczekajcie bo…

Hubert: a może jakieś pytanie jeszcze? bo tutaj się temat zaczyna powoli rozkręcać.

KSM: dowiedziałam się, że gracie jutro przed Lao Che podobno. jak to się stało?

Michał: to jest bardzo ciekawa sytuacja. to się stało tak, że… bo ja jestem trochę bezpośredni taki, nie? i czasami nawet taki trochę zbyt bezpośredni, ale po prostu na Facebooku, ja wykorzystuję to narzędzie, napisałem do Spiętego, że mamy taką płytę i mogę mu wysłać w załączniku. on po tygodniu odpisał, że z chęcią. Przesłałem mu, myślałem, że on nawet tego nie słuchał a po dwóch tygodniach napisał, że słuchał, że mu się podobała, że ciekawe melodie aczkolwiek nie jest od recenzowania płyt. potem ja mu napisałem, ja mówię osobiście teraz, ja jestem fanem Lao Che i płyty solowej Spiętego i tego co oni robią. Dla mnie to jest megaszacun. Napisałem i potem Spięty fajnie to nazwał, że może kiedyś spotkamy się, za przeproszeniem na jakimś supporcie. tak fajnie, za przeproszeniem. zwróciłem na to uwagę bo wiesz… support. i ja mówię, że ok, fajnie i myślałem, że to było takie, że ja jasne, ok, bez pretensji żadnych. Zapomni. Po tygodniu menadżer napisał do nas, że zapraszają nas na koncert. I wyszło to nie od menadżera tylko od Spiętego i to jest rewelacja, że wiesz, że zespól o takim statusie i takiej pozycji potrafi zgarnąć taką łupankę, takie bździochy jak my i wpuścić nas do Palladium do Warszawy. Sorry, ale to jest odpowiedzialność. Przecież jakbyśmy tam wiesz…

Ewa: przede wszystkim usłyszeli nas tylko na płycie.

Michał: także jeszcze raz pozdrawiamy, jeżeli ogląda to Spięty i Lao Che. Przyjedźcie do Lizarda, do Krakowa. to jest fajne, ja mam nadzieję, że my za dziesięć lat my też tak właśnie zgarniemy jak ktoś przyśle płytę to też posłuchamy. No bo to jest jak z pracą, jedni ja mają, inni nie. ostatnio przyszedł gość do mnie do pracy i szuka pracy, kurde, nie? i to jest podobna sytuacja, bo my byśmy chcieli grać!

Ewa: albo się ma szczęście albo nie, ale my będziemy grać i tak  my to lubimy.

Michał: ale my nie chcemy grać, sorry, że tak mówię, ale my nie chcemy grać po knajpach bo… to jest knajpa, Lizard to jest knajpa, ale jaka knajpa i jaki koncert. Sorry, że tak mówię, ale my byśmy chcieli grać takie fajne koncerty. Aczkolwiek SzwejkFest też.

Ewa: ale tutaj był fajny koncert.

Michał: nie powiem bo wiesz, innego słowa bym użył, ale wiesz, no… mogę tak powiedzieć? zajebisty koncert był.

Hubert: ale pojechałeś, grubo!

Michał. jak się z tym czuję? nie wiem.

Hubert: a potem będzie: a, ten Michaś- tutaj taki mąż, dziecko, a tutaj taki wulgarny.

Marcin: za dziewczynami się ogląda.

Michał: Marcin, gdzie masz obrączkę? Ściąga na koncerty!

Ewa: zirytował się kolega.

KSM: Z panem Waglewskim poznaliście się wcześniej czy dopiero teraz tak na spontanie się poprzytulaliście?

Hubert: Przywitaliśmy się na próbie, zamieniliśmy kilka słów, ale bez jakiś zażyłości.

Ewa: ale bardzo przyjemni ludzie. To są wielcy muzycy więc…

Michał: A nie są tacy wysocy. Ja wcześniej byłem też w Rotundzie, na Męskim Graniu to jest kawał dobrej muzy. Może to nie pierwszy i ostatni koncert

Ewa: Festiwal inne brzmienia, my jesteśmy częściowo lubliniacy, to też świetny festiwal. Częściowo inspirowany przez Wojciecha Waglewskiego. też bywali na tym festiwalu razem z synem, z synami i dawali świetne koncerty, kawał dobrej muzy.

Michał: W ogóle jest pewna symbolika, o czym warto powiedzieć, Michał już o tym wspominał, Michał Wójcik.

Marcin: to jest kolejna symbolika- Michał Wójcik i Michał Wójcik.

Michał: wspomniał o tym ,że: Voo Voo- Via Rei, albo Lao Che- Via Rei czyli nazwy dwuczłonowe, trzyliterowe. Pod sobą pisane często. Coś w tym jest. Ja nie wierzę w zabobony, ale to jest symbolika…

W tym miejscu następuje kilkuminutowe przekomażanie się członków zespołu, głównie dotyczące plam na szyi Huberta pochądzących według niego a to od kotów Michała, a to od mongolskiego lekarza.

Michał: dziękujemy za wywiad.

Wojciech Waglewski

KSM: Kiedyś Pan mówił w wywiadzie, że muzykowanie to rodzinny zawód, a ja też mam żonę i dziecko…

WW: Że rodzinny? Tak powiedziałem?

KSM:  No tak gdzieś usłyszałem. Żona tak czasem narzeka, znaczy my nie mamy jakichś tras natomiast jak gdzieś gramy to trochę narzeka i właśnie nawiązuję do tego co Pan mówił. Jak to w rzeczywistości wygląda?

WW: Nie, bzdura, to coś musiałem chlapnąć, albo Pan coś źle usłyszał. Myśmy nigdy nie mieli w domu tak, że np. kolędy i  biorę gitarę i wilki śpiewają …

KSM: Ale chodzi o to, że rodzinny właśnie, że dużo Pan jest w domu, jako muzyk.

WW: A, to tak, absolutnie tak. To znowu powiem coś o rodzinie. Kiedyś byliśmy na takim spotkaniu z synami w Londynie i tam padło pytanie: jak pan to robił, że uprawiając zawód muzyka, pana w ogóle w domu nie było,  jak te dzieci się tam chowały. Mój syn Emade powiedział: przecież on był na okrągło w tym domu, w ogóle się nie mogliśmy z tego zerwać. Rzeczywiście to jest świetne i nie ma lepszego zawodu niż zawód muzyka jeśli chodzi o wychowywanie dzieci. Taki stereotyp jest, że muzykant to jest facet, który pije. To nieprawda (śmiech) . Że to jest niby facet, który się kompletnie nie zajmuje rodziną i tak dalej, i tak dalej.  Większość moich kolegów uprawiających ten zawód to są bardzo rodzinni ludzie. To jest naprawdę szansa na to, żeby mieć pełny kontakt z rodziną bo tak naprawdę,w tej chwili zwłaszcza, gramy systemem weekendowym. Gramy piątek, sobota, niedziela. Nawet jeśli gramy te powiedzmy 150, ale to już jest max, koncertów w roku no to ile to wypada miesięcznie?  No nieważne, w każdym razie generalnie mamy 365 dni w roku czyli mamy 200 powiedzmy dni oddanych tylko rodzinie. Jaki zawód na to pozwala? Nie ma takiego innego zawodu, także to jest zawód, który nawet licząc te 50 dni na trzeźwienie no to cały czas zostaje bardzo dużo.

KSM: A jest tak, że odmawiacie? Dostajecie propozycję i mówi Pan: basta, bo przekraczacie ten limit, czy raczej tak nie ma?

WW: Nie tzn, ja lubię zespół. Właśnie przed chwilą rozmawialiśmy, że ja jestem człowiekiem, który się wychowywał w takiej atmosferze, że „zespół”, że fajnie jest go mieć i fajnie w nim być . W tym zespole są właśnie wszystkie tak jakby nasze sprawy, nasze rodziny, nasze rodzinne historie.  Zresztą po śmierci naszego perkusisty okazało się, że jesteśmy jeszcze bardziej taką rodziną, więc ja lubię się spotykać z nygusami, to jest fajne. Nie zdarzyło mi się odmówić, aczkolwiek nie ukrywam, że czasami chciałbym grać może mniej, ale jesteśmy w sumie dość sporą fabryką, bo mamy na utrzymaniu jeszcze parę osób. To nie tylko muzycy, ale jeszcze są ludzie, którzy z nami jeżdżą. W związku z tym coś za coś, ale nie narzekam. Jest fajnie. I tak mam  w sumie szczęście, że nie zrobiłem kariery międzynarodowej, bo taka najsłynniejsza trasa o której słyszałem big bandu  trwa 6 lat

KSM: 6 lat?

WW: Tak, 6 lat w trasie, a takie normalne trasy promujące płyty typu Sting trwają 2-3 lata. My mamy to szczęście, że możemy sobie wyjechać w piątek do Ostródy, w sobotę do Gorzowa, w niedzielę do Poznania i wracamy i to jest genialne.

KSM: A mylicie się czasami na koncertach?

WW: Bez przerwy. Jeśli się dużo improwizuje, a jestem człowiekiem, który uważa, że improwizacja jest największym darem, który został nam dany to jesteśmy zespołem, który jest naprawdę w stanie zagrać złe koncerty. Bo to nie jest tak, że za każdym razem się wszystko udaje. Improwizacja polega na tym, że ktoś tam coś zaczyna i reszta wchodzi, albo nie wchodzi i nam się udaje zagrać takie koncerty, że reszta nie wchodzi.

KSM: Że nie wchodzi?

WW: Tak. Wprawdzie to Państwo jakoś nie widzą bo to zawsze jest ta forma piosenki, ale ci państwo, którzy widzą, albo ci, którzy jeżdżą za nami to wiedzą który koncert jest lepszy, a który gorszy.  To jest fajne. Byłoby strasznie nudno, gdybyśmy cały czas grali świetne koncerty.   W sumie ja sobie nie wyobrażam takiej sytuacji. Co to znaczy grać cały czas świetne koncerty? No musi być jakiś koncert świetniejszy niż ten poprzedni świetny.

KSM: Do pewnego momentu sam nie wiedziałem, ze Fisz i Emade to są Pańscy synowie . Analogiczna sytuacja jest z synami Pana Cugowskiego. Czy to przybranie pseudonimów artystycznych było celowe, żeby nie było podejrzeń, że Pan jako ich tata utorował im drogę?

WW:   Faktem jest, że kiedyś jechałem z Robertem Leszczyńskim na jakiś koncert do Kazimierza i on powiedział: wiesz co, słyszałem ostatnio nową płytę takiego zajebistego zespołu hip hopowego Fisz/Emade.  Ja mówie: naprawdę? „Tak, ale super, bo oni w ogóle piszą jakieś takie teksty z kosmosu”. To fajnie bo to moi synowie. Czyli facet, który jest bardzo głęboko w branży nie wiedział o tym. Ja w ogóle nie wiedziałem kiedy oni nagrali swoją pierwszą płytę bo nie słyszałem tej płyty. Oni bardzo chcieli być inni i sami sobie chcieli zapracować na swój życiorys i za to pełny szacunek.

KSM: A płyta Męskie Granie to była inicjatywa Pana?

WW: Nie, nie. Ktoś nam zaproponowałby, że fajnie byłoby, a teraz mam jeszcze taki pomysł, żeby z Mateuszem i jego synami zagrać kolędy, znaczy nie kolędy, ale piosenki świąteczne i z moimi synami zobaczymy co z tego wyjdzie. Na razie się troszkę boczą, ale zobaczymy . Przyszedł czas taki, że oni mają swoją markę, swoją firmę. Ja myślę, że to jest taka polska specyfika, że człowiek chce uniknąć takich …

KSM: konotacji

WW: Tak, bo to od razu na dzień dobry jest, że tatuś załatwił. Z drugiej strony oni chcieli też pokazać, że mają jaja.

KSM: No i w sumie teraz pokazują …

WW: Pokazują cały czas. Teraz jesteśmy po prostu kolegami z pracy.

KSM: A przy nagrywaniu płyty ta relacja ojciec – syn nie przeszkadzała?

WW: Nie, bo w pewnym momencie oni zaczęli słuchać takiej muzyki jakiej ja słuchałem będąc młodym człowiekiem i nagle się okazało, że muzyka, której nie lubili jest im bardzo bliska .Doszliśmy do wniosku, że fajnie byłoby się zderzyć, ale to nie jest zderzenie, które rokuje jakiś wiekopomny zespół, ponieważ moim zdaniem muzyka rockowa polega na tym., że każde pokolenie mówi swoim językiem. Robimy to na zasadzie takich fajnych spotkań muzycznych, ale nie należy się spodziewać, że będziemy jak Budka Suflera rządzić światem.

KSM: Dziękuję bardzo.

WW: Bardzo dziękuję.