Piotr Budniak to były perkusista grupy LemON, który odszedł, aby spełniać marzenia i pragnienia serca. Bardzo odważna decyzja. Pierwszym jej przejawem jest album Simple Stories About Hope & Worries, któremu mamy przyjemność patronować. Miesiąc po premierze i kilku koncertach promocyjnych spotkałem się z liderem zespołu, aby porozmawiać o debiutanckim krążku, graniu dla pustych i pełnych sal, przeprowadzkach, sytuacji muzycznej w Krakowie, Arce Noego i wielu innych, nie mniej ciekawych tematach.

W biografii masz napisane, ze opuściłeś LemON, bo chcesz spełniać marzenia i pragnienia serca. Jakie to są marzenia i pragnienia?

Pragnienia o tworzeniu własnej muzyki, nie zważając na trendy i zapotrzebowania. Bezkompromisowe realizowanie tego, co się ma w głowie i w sercu.

W którym momencie odszedłeś z LemON?

To było jakoś po dwóch latach wspólnego grania. W sumie to zaraz przed drugą płytą.

Od razu odszedłeś z zamysłem nagrania płyty czy długo ci zajęło, zanim się zdecydowałeś na konkretne kroki?

Moja autorska płyta Simple Stories About Hope And Worries pojawiła się rok po tym, jak opuściłem LemON, ale prace nad nią mają swoje początki dużo wcześniej. Od dawna miałem wizję zrobienia czegoś swojego, co ostatecznie mnie silniej zmotywowało do tego, żeby odejść.

Twój projekt to coś zupełnie innego muzycznie. Jak określiłbyś target słuchaczy, do których ona może trafić?

Ciężko mi to nazwać, ale jest to na pewno człowiek o zbliżonej wrażliwości do mojej, do podobnego postrzegania dźwięków. To, co odróżnia tę płytę od tego, co robiliśmy z LemONem, to fakt, że jest to muzyka głównie instrumentalna. Wokal jest tylko w jednym utworze, w dodatku gościnnie. Kogoś może to odrzucać, ale pewnie i kogoś zachęci. Gatunkowo są to okolice współczesnej muzyki jazzowej.

Nowatorsko, w stylu Pink Freud – czy w innym?

Jeszcze inaczej… Troszkę bardziej melancholijnie.

Płyta ukazała się pod koniec kwietnia. Zaczęliście trasę koncertową, jak odbiór? Jak sprzedaż?

Zagraliśmy z tym materiałem do tej pory chyba osiem koncertów i bywało różnie -– od trzech osób na widowni po pełne kluby i entuzjastyczne przyjęcie. Nie da się ukryć, że jestem z tym projektem na początku drogi i jeszcze bardzo dużo pracy, w tym promocyjnej, przede mną. Natomiast nie mogę powiedzieć, że płyta nie schodzi, cały czas do mnie ktoś pisze, że chce kupić, na koncertach też jest bardzo dobry odbiór i sprzedaż.

Pierwsza płyta, ale wydana imponująco jak na debiut. Widzę z tyłu logotypy wytwórni. Pomagali Ci? Nie musiałeś wszystkiego robić sam?

W sumie to pół na pół. Ja zainwestowałem w zespół, nagrania, miks, mastering, projekt okładki też robił człowiek ode mnie. Soliton ogarnął sprawy prawne i tłoczenia.

Gdzie można dostać płytę?

Na ten moment dostępna jest w kilku sklepach internetowych oraz oczywiście na koncertach. Wiem, że jakoś w czerwcu ma być dostępna w Empiku. Póki co – internet, wydawnictwo i koncerty.

Spotify, Deezer? Jaki w ogóle masz pogląd na tego typu serwisy?

Nie uważam, żeby to było złe. Płyta również ma się tam pojawić, ale też w okolicach czerwca. Wszystko już zostało przygotowane – została kwestia, która leży po stronie osób z samego Spoitfy, kiedy stanie się to dostępne.

Skład zespołu to same akademie muzyczne?

Tak, są to po prostu moi koledzy z czasów właśnie akademickich. Spodobała im się moja muzyka. Bez jakichś tam wielkich poszukiwań i dylematów – po prostu spotkałem tych ludzi i wiedziałem, że chcę z nimi nagrać płytę.

Jakie przyszłe plany koncertowe? Trasa jesienna?

Chciałbym, chociaż nie wiem, czy nie jest już za późno, żeby w wakacje uderzyć na kilka festiwali jazzowych – a jeśli nie, to na jesień będziemy robili drugą trasę.

Wszystko sam organizujesz?

Na razie tak.

Ciężko?

Ciężko. Jest to wymagające, ale też wielu rzeczy można się nauczyć przy takim ogarnianiu.

Celujesz w dużą wytwórnię? Jakbyś dostał propozycję od jakiegoś giganta – przyjąłbyś?

Wiesz co, nie myślałem o tym, ale pewnie wszystko zależy od tego, na jakich by to miało być zasadach. Wielu moich kolegów wydaje płyty w najróżniejszych labelach i często zdarza się, że praktycznie nic z tego nie mają – mam na myśli choćby własne egzemplarze albumów. Z drugiej strony jest oczywiście prestiż. Każdy kij ma dwa końce. Ciężko ogólnie to stwierdzić.

Jak oceniasz krakowską scenę jazzową?

Jest dużo bardzo fajnych i bardzo dobrych rzeczy. Studiowałem trzy lata w Katowicach, ale przeniosłem się do Krakowa właśnie dlatego, że mam wrażenie, że w Krakowie jako mieście dzieje się dużo więcej, jest więcej możliwości, klubów, koncertów.

W Krakowie panuje dokładnie kontrastowa opinia, że powoli przestaje być gdzie grać.

To prawda, jak obserwowałem to wszystko z boku, to jednak więcej się działo. Teraz jest niby mniej, ale i tak dzieje się więcej niż w przeciętnym mieście w Polsce. Kraków myślę jest cały czas w czołówce, jeśli o to chodzi, a w ogóle czasy są takie, że zapotrzebowanie na muzykę na żywo spada i chyba dlatego tak to wygląda.

Ciężko ci było się odnaleźć po odejściu z LemONa? Jakby na to nie patrzeć – zespołu z marką i rozwijającą się karierą.

O tyle mi było trudno, że bardzo związałem się z chłopakami. Spędzaliśmy ze sobą, jakby nie było, dnie i noce – i te relacje fajne się zawiązały. Decyzję o odejściu w sumie podjąłem w jedną noc. Zacząłem się zastanawiać, czego pragnę w życiu i czego oczekuję od muzyki i uświadomiłem sobie, że w inną stronę idę. Oczywiście nie było prosto rozstać się z chłopakami. Nie mogłem tego zrobić z dnia na dzień, więc jeszcze pograłem z nimi trochę, a potem się pożegnaliśmy.

Jakieś inne projekty?

Tak, cały czas mam inne projekty. Niedługo wyjdzie płyta Raczkowski/Wszołek/Budniak Trio. Jest taki program „Jazzowy debiut fonograficzny” – Instytut Muzyki i Tańca to organizuje. Można wysłać zgłoszenie, my tak zrobiliśmy i się udało. Dostaliśmy dotację na płytę. Fajnie, bo premiera jest na Warsaw Summer Jazz Days. W grudniu 2014 razem z Trio Darka Dobroszczyka wygraliśmy Jazz Juniors i ostatnio też sporo koncertujemy w tym składzie, a i płyta jest w niedalekich planach. Oprócz tego w zeszłym roku na jesieni wydałem EPkę z takim zespołem chrześcijańskim.

Arka Noego? (śmiech)

Nie – AmenBand Reaktywacja. Ale to ciekawe, bo mój kontrabasista jak był dzieckiem, to kilka razy koncertował z Arką Noego (śmiech).

Jako dziecko w chórku czy już jako kontrabasista? (śmiech)

Wtedy jeszcze jako chórek (śmiech). Oprócz tego gram jeszcze w zespole kolegi, z którym współpracujemy z takim gitarzystą z Waszyngtonu, Mikiem Russelem. Dwa razy do roku gramy jakąś trasę koncertową, dwa lata temu wyszła płyta. Oprócz tego cały czas jakieś mniejsze projekty – taka specyfika tej muzyki, że ciągle ktoś tworzy coś nowego. Dużo grałem ostatnio także z wokalistką Małgorzatą Zuber.

Ciężko jest funkcjonować jako perkusista jazzowy w Polsce? Dużo konkurencja?

Jest bardzo dużo świetnych muzyków, ale środowisko jazzowe jest raczej małe i przez to wszyscy się znają, więc nietrudno złapać fajne kontakty, wejść we współpracę. Oczywiście trzeba mieć też trochę szczęścia, jak we wszystkim.

A ty masz szczęście?

Się okaże (śmiech). Czasami wydaje mi się, że mam, a czasami wręcz odwrotnie. Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć.

Ekspansja za granicę?

Nie myślałem jeszcze o tym. Póki co planuję trochę podziałać w Polsce, a przy okazji drugiej płyty być może udałoby się wydać coś za granicą, bo jakieś tam kontakty drobne już mam, więc zobaczymy.

Gdzie widzisz Twój projekt za 5 lat?

Na pewno chcielibyśmy grać jak najwięcej, mieć swoją publiczność, ale także docierać do jak największego grona odbiorców. Bardzo bym też chciał na którąś z, mam nadzieję kolejnych, płyt zaprosić kogoś naprawdę znanego na arenie międzynarodowej. Moim wielkim marzeniem byłby Christian Scott.

Jakbyś miał zredagować swój wpis w Wikipedii w roku 2020. Co by tam było?

Kurczę, niełatwe pytanie. Na pewno chciałbym co najmniej trzy autorskie płyty, duże koncerty i współpraca z gigantami jazzu.