Ósmą edycję programu Must Be The Music wygrał krakowski Besides. Co niespotykane, jest to zespół bez charyzmatycznego frontmana, bez wokalisty, grający w klimatach post-rockowych, kojarzących się z Tides From Nebula. Nie mogłem zmarnować tak wspaniałej okazji na wywiad! Poniżej znajdziecie długą rozmowę, jaką przeprowadziłem z kwartetem – o kulisach samego programu (o których nie przeczytacie w internecie!), ale dowiecie się też, ile prawdy jest w tych wszystkich sensacyjnych artykułach o talent show, dlaczego sto tysięcy to wcale nie jest dużo, a przede wszystkim: poznacie sam zespół.

Wygraliście Must Be The Music. Jak tam, fajnie?

Piotr Świąder Kruszyński: Bardzo dobrze, naprawdę. Nie byliśmy przygotowani trochę na to, ale okazało się, że udało się wygrać z tak niszową i mało znaną muzyką, z tak niszowym projektem i to głosami ludzi, telewidzów, więc jest to dla nas tym bardziej niesamowite. Bardzo się z tego cieszymy, mamy już plany na to, co zrobić z wygraną, także…

A co dla Was znaczy takie zwycięstwo? To jest, powiedzmy sobie szczerze, dość duży sukces. Czym dla Was jest taki sukces?

Piotr: To był element potrzebny naszemu zespołowi do tego, żeby skonsolidować wszystkie siły na tym, aby dalej lecieć z tą muzyką. To tak naprawdę bardzo mocna zmiana naszego życia prywatnego, bo w większości pozbywamy się dotychczasowych zajęć i staramy się postawić wszystko na jedną kartę, czyli zarabiać na muzyce i żyć z tego.

Ile Wam zajęło dojście do tego punktu? Ile zespół Besides istniał przed tym, jak poszliście do Must Be The Music? Ile wydaliście płyt?

Piotr: Wydaliśmy jedną płytę, jedną EPkę wcześniej, na której w większości były te same utwory, co na płycie, tylko nagrane w trochę gorszej jakości i w bardzo małym nakładzie. Zespół zaczął istnieć w tym składzie w 2012 roku.

Czyli wystarczyły dwa lata grania, po czym postanowiliście pójść do Must Be The Music i wygrać?

Piotr: Nie postanowiliśmy go wygrać, bo mieliśmy tą świadomość, że jesteśmy zespołem bardzo niszowym i instrumentalnym, nie ma u nas frontmana, który będzie przyciągał uwagę nastolatek, więc wiedzieliśmy, że mamy małe szanse, co się kompletnie nie sprawdziło.

Paweł Kazimierczak: Ja bym się nie zgodził, że jesteśmy zespołem niszowym, bo to nie jest zespół niszowy na polskiej scenie muzycznej. Zespołów post rockowych pojawia się coraz więcej. Ale na pewno mocno niszowy, jeśli chodzi o tego typu programy, bo wcześniej taki zespół się nie pojawił.

Piotr: Ale muzyka post rockowa jest niszowa, wystarczy spojrzeć na największy postowy zespół w Polsce, czyli Tides From Nebula. Jeśli na ich koncercie u nas w kraju jest 500 osób, to jest ich sukces. A 500 osób na koncercie to jest dla czołówki mainstreamowej normalny wynik.

Paweł: Z tym, że ta niszowość była naszym atutem w tym programie, tak mi się wydaje. Bo to było coś nowego, coś, czego ludzie jeszcze nie słyszeli. Zwłaszcza publiczność polsatowska. Ludzie piszą, że dzięki temu, że my tam zagraliśmy, zaczęli w ogóle odkrywać tego typu muzykę. Nie zdawali sobie sprawy wcześniej, że taka muzyka istnieje. Pomimo tych wszystkich pieniędzy, które wygraliśmy, pomimo tego, że ludzie uważają, że wielkim sukcesem jest już samo wygranie takiego programu, mnie najbardziej cieszy to, że niektórym ludziom otworzyły się oczy na to, że jest dobra muzyka w naszym kraju. Nie tylko my, bo jest kupa dobrych zespołów i oni po prostu zaczęli grzebać i poszukiwać.

Piotr: To jest przesada, no nie ma aż tak wielu.

Paweł: Jest dużo dobrych zespołów pomijanych przez telewizję. Jest mnóstwo dobrej muzyki, która w telewizji nie istnieje i ludzie nagle zaczęli zwracać na to uwagę, szukać. Daliśmy takiego kopniaka.

Piotr: Ale nie wiemy, czy oni zaczęli szukać. To już jest nadinterpretacja. Na pewno posłuchali nas, znaleźli nas na Facebooku czy na stronie, zamówili naszą płytę i piszą o nas fajne rzeczy – i piszą do nas.

Dobrze, więc przypuszczamy. Mówiłeś, że sukcesem frekwencyjnym dla Tides From Nebula jest 500 osób na koncercie. A ile osób przychodzi na Wasze koncerty teraz? Graliście już jakiś koncert po Must Be The Music?

Piotr: Tak, graliśmy jeden, było to w bardzo małym klubie.

Bartek Urbańczyk: 150 osób.

Czyli jeszcze nie 500?

Piotr: Nie, nie ma szans.

Paweł: Ale trzeba powiedzieć o tym, że chętnych było o wiele więcej!

Piotr: Za mały klub był, aby przyjąć tyle osób. W pewnym momencie już po prostu przestano rezerwować bilety. Było w sumie 170 osób w klubie. Co dla nas jest sukcesem, bo to był tak jakby nasz pierwszy koncert, na którym mieliśmy tyle osób. W Katowicach było 120-130 osób – czyli zaraz po tym, jak pierwszy raz pokazaliśmy się w programie. Co oznacza, że telewizja jednak miała na to wpływ  – jak wcześniej graliśmy i pojawiło 90 osób, to był to dla nas sukces.

To i tak dużo. Niektórzy cieszą się z 20 osób…

Piotr: Też się cieszymy. My się cieszymy z każdej piątki. Wiecie, co jest dla mnie najważniejsze w tym wszystkim? Najważniejsze jest zagranie dobrego koncertu i potem pójście i rozmawianie z ludźmi. Mnie to cieszy. Zauważyłem dzisiaj, jak wysyłałem te smsy o opóźnieniach z płytą, i mi osoby do których wysłałem odpisywały, to zaczynałem rozmawiać z nimi. Po prostu lubię bywać z ludźmi, a funkcjonowanie w taki sposób daje taką szansę. Czy to jest pięć, czy dziesięć – bardzo przyjemnie oczywiście, jest jak jest 500. Ale jednak.

Bartek: Każda osoba jest unikatowa. Każdy może wnieść coś do życia.

Paweł: Ja czuję się niekomfortowo, grając przed 10 osobami. Jeśli jest tych osób 170, jest pozytywny odbiór, to gra się o wiele lepiej i zarazem dajesz o wiele lepszy koncert.

Bartek: Ludzie dają nam swoją energię. My gramy dla nich, my dajemy im nasza energię, oni nam dają swoją.

Piotr: To jest wiadome. Każdy wie, że lepiej się gra dla 100 osób niż dla 10. Ale dla 10 też można zagrać i będzie dobrze. Nie raz tak było.

Na płycie nie ma wokalu. Jaki był odbiór Waszej muzyki, kiedy pierwszy raz pojawiliście się  w Must Be The Music? Od razu byli tak zachwyceni – jak mówiłeś na początku: że takiego czegoś jeszcze nie było?

Paweł: Pierwsze pytanie, jakie w ogóle padło z ust Adama Sztaby, brzmiało: „Co zaśpiewacie nam tutaj dzisiaj?”. I wtedy Piotr powiedział, że my gramy muzykę instrumentalną. I już wtedy można było zauważyć poruszenie.

Bartek: Tak, pani Zapendowska powiedziała, że to rzadkość.

Ale cofnijcie się do samych precastingów.

Piotr: Masz rację. My tak naprawdę, jak założyliśmy zespół, to po pół roku stwierdziliśmy, że możemy tam pójść. Poszliśmy na precasting. Weszliśmy do sali, rozkładaliśmy się już pół godziny, dostaliśmy od razu zjebkę, że za długo (śmiech). Zagraliśmy kawałek May I Take You Home. Im trochę szczeny poopadały, ale kompletnie nie wiedzieli, co z tym zrobić. Producentka z Jake Vision powiedziała, że jej osobiście się to bardzo podoba, że prywatnie jest zachwycona, ale Polsat może tego nie kupić; pytała, czy możemy zaproponować coś z wokalem. Albo jakiś cover. Paweł tam stanął i powiedział, że nie, cover – w naszym wypadku nie ma takiej możliwości. Nie wiedzieli, co z tym zrobić. Pomimo tego, że nam gratulowali! Powiedzieli nam, żebyśmy nagrali ten utwór w skróconej wersji, jak do telewizji, i oni spróbują to przepchnąć. No, ale wtedy się nie udało. Później dostaliśmy zaproszenie przez internet, żebyśmy wysłali zgłoszenie wysłałem; zostaliśmy zaproszeni na nagranie.

Paweł: Na pewno zaskoczenie było duże na początku i jury było bardzo pozytywnie nastawione. I nas to wtedy tak troszeczkę natchnęło, że może akurat pokażą nas w telewizji.

Piotr: Ogólnie jesteśmy ludźmi skromnymi, ale dzisiaj będziemy się chwalić (śmiech). Tam było tak, że oni byli naprawdę zaskoczeni. Roguc przyszedł po nagraniu i powiedział: „Panowie, genialni jesteście, jesteście moimi faworytami, będę robił wszystko, żebyście byli w półfinale”. Za chwilę przyleciała producentka, pytając, czy pamiętamy ją z Wrocławia, że wtedy nie udało się, ale teraz może się uda zobaczyć w półfinale. Kora podeszła poprosić o płytę, Maciek Rock prosił o płytę i jarał się nią mocno. Tam było naprawdę takie małe poruszenie, bo oni takiego czegoś wcześniej nie mieli. To było to.

Paweł: Dla nich też to było chyba takim atutem produkcji telewizyjnej, że pojawiło się coś nowego, innego. My dużo dostaliśmy od programu, bo zyskaliśmy większą popularność, ale sami też tam coś wnieśliśmy.

Bartek: Tak, oglądalność podnieśliśmy.

Piotr: Nie, oglądalności nie (śmiech).

Paweł: To znaczy, może nie oglądalność, ale ten program był odrobinę ciekawszy i świeższy, że pojawiło się tam coś innego. Poza tym, zespoły, które powiedziały sobie, że nie pójdą do Must Be The Music, bo po pierwsze oni nie kupią mojej muzyki, po drugie może narażą się na jakąś śmieszność. W tym momencie mogą sobie pomyśleć, że skoro im się udało, to może i my też spróbujemy. Co wiąże się z tym, że może ludzie też poznają troszeczkę więcej dobrej muzyki.

Piotr: Baliśmy się trochę ostracyzmu w środowisku post-rockowym, że powiedzą: Panowie, co Wy to odpierdzielacie, już razem nie pogramy i tak dalej – albo że ktoś będzie się śmiał, producenci, organizatorzy, promotorzy nie będę chcieli nas brać, bo to Polsat-post, albo coś takiego. Ale okazało się, że mieliśmy świetne wsparcie. W międzyczasie Tides From Nebula zaprosili nas na wspólne koncerty i gratulowali po wygranej. I nawet jak usłyszeli z Knock Out Productions, że my doszliśmy do finału, to się pytali od razu Maćka (z Tides From Nebula – przyp. red.), czemu akurat w Krakowie nie grają, bo mieliśmy z nimi trasę, a Kraków jakoś wypadł, bo tam Krzysiek Zalewski z nimi grał. I od razu mówił, żebyśmy jeszcze zagrali, żeby nas wciągnąć. Także wiesz… strach ma wielkie oczy.

O Must Be The Music mówią różne rzeczy, ogólnie o programach tego typu, talent show, różne opinie chodzą. Wy tam byliście, wiem, że nie możecie mówić wszystkiego.

Paweł: Możemy.

Widziałem umowy, jakie trzeba podpisać.

Piotr: Nie ma żadnych umów. Znaczy: są, ale dotyczą głównie spraw programu – po programie jesteśmy wolni.

Bartek: Umowy ma TVN.

Piotr: …a tego nie wiemy. Ale wiemy, że Polsat nie. My jesteśmy kompletnie niczym nie związani z Polsatem, jesteśmy wolnymi ludźmi. Oprócz tego, że dali nam pieniądze i bardzo dużą promocję.

Gracie na Sylwestrze z Polsatem?

Piotr: Ale na dobrą sprawę: formalnie nie jesteśmy związani z Polsatem niczym.

Paweł: Właśnie o to chodzi. Wydaje mi się, że musimy to podkreślać za każdym razem, że oni mają tam do nas jakieś prawa przez miesiąc i potem koniec.

Piotr: Chodziło o to, że jak byśmy nie zagrali na którymś półfinale czy finale, to byśmy musieli pokryć koszty produkcji. Głównie tego ta umowa się tyczyła. Ale my już jesteśmy po.

Paweł: Na przykład jeżeli chodzi o utwory, to oprócz tego, że musieliśmy je skrócić do wymaganego maksimum 2:30, to graliśmy cały czas, to co gramy, nie zmienialiśmy nic, byliśmy sobą.

Piotr: Powiedzieliśmy, że będziemy grać swoje albo odpadamy, no i nie było problemu.

Paweł: Jedyny problem, na jaki ludzie narzekali, to że produkcja często narzucała im to, że mają grać covery. Ale to wynikało może z tego, że po prostu ich utwory nie były aż tak charakterystyczne.

Bartek: Druga sprawa, że ludzie kojarzą bardziej znane utwory i chętniej ich słuchają.

Paweł: Tak naprawdę produkcja była świetna, ludzie bardzo sympatyczni, dbają o zespoły. Ja nie mogę złego słowa powiedzieć

Piotr: Nie wiem, czy kojarzycie, ale w ostatnim czasie przewinęła się przez media seria artykułów dotyczących talent show. Tam było opisane, jak to producenci starają się uprzykrzyć życie tym artystom, jak to jest ustawiane, że ci ludzie nie głosują tak naprawdę.

Bartek: Dementujemy.

Piotr: I my mieliśmy z tym do czynienia bezpośrednio od początku do końca, bo wygraliśmy, czyli byliśmy w ostatnim etapie i od samego początku. Czytałem te artykuły i mi się nic nie potwierdziło. Nic.

Paweł: Zwłaszcza, że jeżeli producent z ramienia Polsatu już po wszystkim podchodzi do Ciebie na after party i mówi, że osobiście, prywatnie, bardzo się cieszy, że wygraliśmy i był w szoku, że mieliśmy aż tyle głosów. Czyli to wszystko wynika z tego, że to nie jest ustawiane.

Piotr: A Nina Terentiew powiedziała: „Kurcze, jak się cieszę, że oni wygrali, bo coś będzie o nich słychać, nie znikną”.

Artur Łebecki: Wprost powiedziała, że jest zdziwiona tym, że wygraliśmy, była szczerze zdziwiona. Także to można zdementować i włożyć między bajki. Całe to ustawianie jest na tej zasadzie, że można w jakiś sposób opakować pewne występy czy ułożyć czasowo, i to w jakimś sensie może pomóc.

Paweł: Tam też pracują ludzie. Jakbym był producentem tego typu programu i pojawiłby się nagle zespół, który mi się strasznie podoba, to też starałbym się w jakiś sposób mu pomóc. Na przykład pojawia się zespół, już abstrahując od post rocka, jakiś bardzo ambitny pop z dobrą elektroniką i jakiś słaby raper – ja tam rapu za bardzo nie lubię, także jeżeli miałbym możliwość, to dałbym go na ostatnie miejsce, jeżeli chodzi o kolejność występów.

Wydaliście płytę. Jak wyglądała sprzedaż przed programem? Ile egzemplarzy wyprodukowaliście, ile się sprzedało?

Piotr: Wyprodukowaliśmy pierwszy nakład 800 sztuk. Z czego zostało nam 150 przed programem, czyli de facto 650 się rozeszło, z czego promocyjnie pewnie wyszło ze 100. Na koncertach dużo sprzedawaliśmy, jeździliśmy sporo. Jakieś 550 tych płyt sprzedaliśmy.

A po programie, jak poszło?

Paweł: Poszło tak, że mamy bardzo duży problem z nadążeniem z wysyłką.

Piotr: Jesteśmy na pierwszym miejscu bestsellerów w Empiku, jako muzyka alternatywna na przykład, a płyta tak naprawdę się jeszcze nie ukazała w Empikach.

Bartek: Przebiliśmy nawet Kazika i Grabaża.

A mieliście podpisaną umowę z Fonografiką już przed Must Be The Music? Czy dopiero po?

Piotr: Przed mieliśmy tylko na dystrybucję cyfrową.

Paweł: To się wiązało z tym, że my wygraliśmy kiedyś tam, na początku naszej kariery, przegląd Fonografika Young Stage. I nam zrobili teledysk. Podpisaliśmy umowę tylko na dystrybucję cyfrową i zagwarantowali nam, że nagramy u nich drugą płytę.

Piotr: A teraz, po tym programie, zadzwonili, że chcą rozszerzyć dalej naszą współpracę. Nam to jest na rękę, bo nie ogarniamy już tych wysyłek i tego wszystkiego, ludzie się wkurzają na nas, przepraszamy ich bardzo, że to się tak wszystko opóźnia. Są plany na kilka tysięcy płyt. Pierwsze dane o sprzedaży będziemy mieć pewnie w pierwszym półroczu.

To może będzie złoto, bo teraz w Polsce to wystarczy 10 000 płyt.

Piotr: Wiesz co, nie będziemy mieć złota, a to dlatego, że nasza sprzedaż nie jest do końca ewidencjonowana, a tego też już jest dużo. Tak samo na koncertach. Nie dojdziemy do złota. No chyba, że coś naprawdę się takiego wydarzy, że ci ludzie będą tę płytę kupować.

Paweł: Na przykład jak któryś z nas popełni samobójstwo.

Piotr: Zaczęliśmy słuchać RMF, żeby zobaczyć, czy czasem nas nie puszczą (śmiech).

Paweł: W busie po koncertach.

Piotr: Na końcu podziękowałem Adamowi Sztabie, bo nas bardzo wspierał, a on mówi: „Panowie, no genialna muzyka, nie ma co, ale nie łudźcie się, w RMF Was nie puszczą” (śmiech). Także sprawdzamy. Nie no, żartuję (śmiech).

Paweł: Nasze życie się nie zmieniło. Ja na przykład przez pierwsze dwa tygodnie w ogóle nie odczułem żadnej różnicy, miałem taką barierę, która nie przepuszczała tej informacji. Ale to jest chyba to, co powiedzieliśmy na początku, mamy coraz większą świadomość tego, że w końcu może udać nam się to, o czym chyba wszyscy najbardziej marzyliśmy. Zrezygnowałem z pracy od stycznia, postawiłem wszystko na jedną kartę i mam nadzieję, że po prostu zespół zagwarantuje mi ten minimalny dochód. Żebym mógł się z tego utrzymać.

Piotr: Ten minimalny, żeby dzieci miały co jeść, nie?

Paweł: Żeby dzieci miały pieluszki, żeby żona miała raz na jakiś czas na sukienkę, na czekoladę. Powolutku spełniają się nasze marzenia i to jest chyba największa różnica po tym programie.

Piotr: Powiem Ci szczerze, że dopiero dzisiaj mam taki dzień, w którym czuję się wyluzowany i potrafię cieszyć się tym, że wygraliśmy. Dlatego że przez ostatni okres po tej wygranej był młyn z płytami; ludzie cały czas dzwonili albo pisali. W pracy. Wcześniej wziąłem dwa tygodnie urlopu bezpłatnego, wróciłem i tyle roboty w pracy. Nawet nie spałem. Jak Artur też mówił – w pewnym momencie tak go już męczyło wszystko, że po prostu nic, tylko się położyć spać. I wczoraj siedzieliśmy z żoną do późna w nocy i kopertowaliśmy część tych rzeczy, powysyłałem do ludzi przeprosiny, dzisiaj dostałem pieniądze z Polsatu, przyjechaliśmy do Składu Muzycznego ograć sobie sprzęt na luzie, siedzimy, pijemy kawę, rozmawiamy. Dopiero teraz czuję i pewnie to widać po mnie, że jestem w końcu wyluzowany (śmiech).

Paweł: Ja mam raz na jakiś czas takie przebłyski: Kurwa, przecież ja za chwilę w ogóle nie będę musiał chodzić do pracy, będę siedział w domu, będę komponował, siedział z córką – uwielbiam to robić, opiekować się nią – i po prostu będę robił to, co lubię najbardziej.

Piotr: Mamy takie zabezpieczenie dzięki tym pieniądzom.

Paweł: Które coraz bardziej topnieją.

Piotr: Takie zabezpieczenie, że możemy sobie pozwolić na ryzyko. Rzucamy pracę, trzy, cztery miesiące, i patrzymy, co się dzieje. Czy jesteśmy w stanie wyciągnąć jakieś minimum, czy nie. Nie wszyscy rezygnują, bo na przykład Artur ma swoją działalność, którą tam spokojnie kontynuuje. Zobaczymy, czy jesteśmy w stanie, czy nie. Jeżeli nie jesteśmy w stanie, to zmniejszymy częstotliwość grania i wrócimy do prac.

Czy po wygranej faktycznie odzywa się nagle tyle telefonów, wytwórnie, wywiady?

Paweł: Nie jest to jakieś wielkie zatrzęsienie, ale ruch jest, co nas osobiście bardzo cieszy, bo mamy już kilkanaście koncertów zabukowanych.

Piotr: Jesteśmy ludźmi, którzy chcieliby dużo rzeczy samemu ogarniać, bo uczymy się tego i chcielibyśmy jak najwięcej nie oddawać tego osobom z zewnątrz. Wiesz, jaka jest branża… Chodzi o pieniądze i o sposób prowadzenia. Jeśli prowadzisz swoją firmę, to się starasz o nią, bo to jest Twoje, ale jeżeli przekazujesz ją komuś, to ta osoba się już mniej stara. Nie mamy dużo propozycji od jakichś agencji, mamy koncertowe propozycje czasem, ale mamy coś, co jest najważniejsze – mamy ludzi, którzy piszą do nas masowo, gratulują muzyki, kupują płyty. Więcej nam nie potrzeba. Niemniej, współpracujemy z fajnymi ludźmi w ramach projektu Krakowskiej Sceny Muzycznej – Bartoszem Woźniakiem i Kają Szymańską i jesteśmy z tej współpracy bardzo zadowoleni. Myślę, że to się przerodzi w stałą współpracę.

Bartek: Ja mogę tylko powiedzieć, że rozmawiałem z kilkoma wykonawcami, którzy byli w półfinale, i mam informacje, że mieli jakieś tam poruszenie, było ono chwilowe, ale było.

Piotr: A ja czytałem na Krakowskiej Scenie Muzycznej, ktoś pisał kiedyś o takich programach i tam było napisane o takim zespole rockowym z Krakowa…

Rusty Cage?

Piotr: O, Rusty Cage. Że oni nie mieli na przykład nic po tym, że dla nich to nic nie zmieniło. I nie wpłynęło na to, co sobie budowali. Tam też jeszcze inne zespoły w podobnym tonie się wypowiadały. A my mieliśmy dokładnie na odwrót.

Paweł: Wydaje mi się, że dużo zależy od tego, co grasz. Inaczej to działa, jeśli wypłynie zespół, który odróżnia się od wszystkich, które do tej pory tam były. Bo my się odróżniamy, naprawdę.

Celujecie w zagranicę?

Paweł: Tak. Wiesz co, plan mamy taki… hm, myślę, że możemy o tym mówić. Na razie chcemy, brzydko to nazwę, ale „wycisnąć” z Polski tyle, ile się da. Koncertować tutaj, pokazać się w jak największej ilości miejsc. Chcemy nagrać drugą płytę, rozszerzyć trochę ofertę merchową. I dopiero wtedy spróbować za granicami, na spokojnie. Ale nie że już, teraz, od razu, jedziemy i zdobywamy Europę.

Piotr: Chociaż mamy tego świadomość, że zagranica to będzie dla nas to samo, co 2 lata temu w Polsce. Dlatego że program ma zasięg tylko krajowy, nic więcej, więc po prostu za granicą będziemy kompletnie nieznanym zespołem, znowu to będzie praca u podstaw, od początku. Bo to jest dobra droga. Nie ukrywajmy, Tides From Nebula są konsekwentni, robią to, co sobie zaplanowali krok po kroku i jest im coraz lepiej, a też czasami ciężki żywot wiodą. Mnie się podoba ich droga, to, co oni sobie wypracowali swoją własną pracą i konsekwencją.

Paweł: I też bardzo dużo rzeczy ogarniają sami, co mi się podoba. Maciek jest tak naprawdę menadżerem i nie muszą nikogo zatrudniać.

Piotr: No więc da się! Tylko jest w pizdu roboty.

Jak ze wszystkim.

Paweł: No jak ze wszystkim. Po prostu jeśli chcesz osiągnąć jakiś cel w czymkolwiek, czy jesteś doradcą podatkowym, czy kimkolwiek innym. No chyba że ślusarzem (śmiech).

Piotr: Ślusarz też, możesz robić normalne rzeczy, a możesz robić genialne i każdy będzie chciał do tego ślusarza przyjechać.

A co zrobicie z wygraną? Oprócz tego, że już kupiliście instrumenty.

Paweł: Jak Piotr powiedział wcześniej, jest to pewnego rodzaju zabezpieczenie. Oprócz tego, że inwestujemy w sprzęt, co się równa temu, że inwestujemy też w jakość naszego brzmienia. Zyskamy na pewno jakościowo na tym, że będziemy mieli instrumenty, o których marzyliśmy, a nie było nas stać. A reszta niech czeka.

Piotr: Ja muszę żonie coś kupić, bo obiecałem, więc na pewno.

Paweł: Ja już kupiłem. A oprócz tego, to pewnie kupimy sobie rzeczy, na które nie było nas stać wcześniej.

Samochody i tak dalej, tak?

Piotr: Ja już mam upatrzonego Jaguara! Żartuję (śmiech).

Paweł: Tylko wiecie, jak podzielimy 100 000zł na cztery osoby, odliczając podatek, to wcale nie są wielkie pieniądze.

Piotr: To wychodzi 22 500zł. Tak naprawdę, roczny dochód. Skromny roczny dochód.

Dzięki wielkie za wywiad.

Piotr: To my dziękujemy Ci bardzo.

zapraszamy na fanpage zespołu