W wakacje nastaje sezon ogórkowy. Ulubiony serial ma przerwę w emisji, euro się skończyło – ogólnie w telewizji same powtórki i nie ma czego oglądać. Większość znajomych wybrało się na zagraniczne wojaże, a Ty świadomie zrezygnowałeś z opalania się nad polskim morzem w akompaniamencie kultowego „Kukurydza gotowana!” i gardłowego darcia się dzieciaków. Twój telefon jest tak stary, że nawet nie możesz zainstalować aplikacji Pokemon Go i masz przeczucie, że życie ci gdzieś ucieka. Straszne nudy, marazm i Kraków. Co poczniesz?

Na szczęście istnieje dziedzina branży rozrywkowej, która wspaniale prosperuje latem. Mowa oczywiście o letnich festiwalach. Nawet w Pcimiu Dolnym jest szansa na fajny koncert, a jeżeli nawet niezbyt fajny, bo gmina znowu cięła koszty, to przynajmniej można gdzieś wspólnie ruszyć się z rodziną i napić piwka w plenerze.

85.jpgKraków na mapie Polski jawi się jako ośrodek prężnie działający kulturalnie, więc poprzeczka od lat ustawiona jest wysoko. Świetnie daje sobie z nią radę, bo tutaj ciągle coś się dzieje i nie trzeba przy tym płacić majątku za bilety. Nie od dziś wiadomo, że krakowskie zespoły reprezentują fantastyczny poziom i na ich występach można bawić się równie dobrze, jak na koncertach powszechnie znanych, branżowych wyjadaczy.

Centrum Kultury Dworek Białoprądnicki jest tego fantastycznym przykładem. Zorganizował serię letnich koncertów plenerowych, na których może się świetnie bawić cała rodzina. FestGranie zostało zainagurowane 1 lipca przez Manchiz, a wieńczyć je ma zespół Rycerzyki, który wystąpi 26 sierpnia. Oprócz nich będzie można także posłuchać takich świetnych zespołów, jak: SALK, Lord Bemol, Levi i The Fuse.

92.jpgJa niestety na chrzciny się już nie załapałam, opłakuję także swoją nieobecność na poprawinach z Chill e motion, ale wedle zasady do trzech razy sztuka – 15 lipca wybrałam się na koncert zespołu Hard Times. Przed sceną zebrała się stosunkowo duża liczba osób w różnym wieku i ludzi przybywało w ciągu trwania całego koncertu. Nic dziwnego, bo energetyczne trio zachęcało, aby podczas wieczornego spaceru zmienić nieco swoje plany i pójść zobaczyć, kto tak pięknie gra w Dworku Białoprądnickim.

Samego zespołu Hard Times miałam okazję wysłuchać pierwszy raz, natomiast świetnie mi znany jest wokalista Łukasz „Wiśnia” Wiśniewski. Muzyk bierze udział w wielu fantastycznych projektach, więc jego znajomość dla fanów krakowskiego grania jest niemalże obligatoryjna. Pierwszy z brzegu to, świetnie znany z koncertowania na Rynku, Kraków Street Band. Pozostali członkowie tria to, nie mniej zacni, Marcin Hilarowicz i Piotr Grząślewicz.

56.jpgZespół Hard Times to kolektyw idealny na koncerty plenerowe. Ich muzyka to solidne, bluesowe granie z folkowym charakterem. Uwielbiam takie muzyczne bajanie, w którym jest chwila i na nutkę nostalgii, i na harce do białego rana przy utworach z gatunku pijackich. Element refleksyjny na pewno został nam zapewniony przez utwór, który, zdaniem Wiśni, jest bardzo często grany na pogrzebach w Nowym Orleanie. Niestety, muszę mu uwierzyć na słowo, bo niestety nie udało mi się zapamiętać tytułu. Wujaszek Google podpowiada tylko coś o Wake me up before you go go, przy czym nie wiem, czy to prawda, czy totalna kpina (nigdy nie wierzę wujkowi bezkrytycznie, bo to stary mitoman i pierdoła), więc tym bardziej moja ignorancja w tym zakresie jest porażająca. Muszę zatem zgłębić temat nowoorleańskiej kultury, żeby jak najszybciej ewakuować się ze stanu błogiej niewiedzy. Oprócz duszy Nowego Orleanu, trio pokazało nam także swoją wrażliwość i sposób postrzegania świata, albowiem zespół zagrał również parę polskich kawałków, tj. Podziemia miasta czy Balladę o czarnym Marcinie. Przy okazji, kolektyw podzielił się z fanami swojej twórczości bardzo dobrą nowiną. Mianowicie: trio jest w trakcie dopieszczania swojej kolejnej płyty, która ukaże się w październiku. Mają znaleźć się na niej polskie, autorskie numery Hard Times.

Złota zasada, że wszystko co dobre, szybko się kończy, niestety sprawdziła się i tym razem. Koncert zakończył się, zostawiając publiczność w dobrych nastrojach. Przyczyniła się ku temu nie tylko sama jakość muzyki wykonywanej przez grupę, ale również błyskotliwa auto-konferansjerka Wiśni. Całe szczęście, zespól uwielbia bisy i dlatego nie dawał się długo namawiać i zagrał na deser jeszcze dwa utwory. Były to prawdziwe, muzyczne rarytasy: Who do you love The Doors oraz Can’t buy me love The Beatles.

48.jpgJeżeli będę miała okazję wybrać się jeszcze na koncert tego fantastycznego bandu, na pewno to uczynię. Hard Times Trio to pozycja obowiązkowa z krakowskiej biblioteki zespołów. Warto śledzić też poczynania tych zdolnych muzyków w innych projektach. Bardzo widocznym jest, że muzyczny żywioł ich przepełnia i pewnie zobaczymy ich jeszcze nieraz na wielu polskich scenach. Polecam także wybrać się na FestGranie do Dworku Białoprądnickiego. Powietrze zdawało się być nieco czystsze niż w centrum, a piękna przestrzeń jest dobrym miejscem do odbioru pozytywnych, muzycznych wibracji. Ej! Ty! Tak, Ty z psem! Idźże na koncert, bo naprawdę warto.

Monika Duda

Więcej zdjęć z koncertu możecie obejrzeć tutaj.